Ciepłe letnie wieczory zachęcały do eksperymentów fotograficznych. Od dobrych kilkunastu lat jestem szczęśliwą posiadaczką lunety Yukon. Nie jest to sprzęt optyczny z górnej półki, ale ma swoje zalety. Luneta jest dwuobiektywowa - naprawdę łatwo wyszukać porządany cel. Ma też zoom i jest też stosunkowo lekka, łatwo ją przenosić i równie łatwo zorganizować stanowisko obserwcyjne. Służy mi głównie do obserwacji ptaków, ale ponieważ ma też pozytywne opinie jako sprzęt dla początkujących obserwatorów nocnego nieba, podejmowałam też tego typu zabawy.
Tak się składa, że okular lunety pasuje średnicą do oiektywu mojego starego "ziemniaka" czyli kieszonokwego IXUSa. I to okazało się wystarczające, aby podjąć próbę sfotografowania Księżyca. IXUS to klasyczny aparat kieszonkowy, więc była to raczej próba, ile da się z niego "wycisnąć".
Trudności były dwie. Otóż przy takim przybliżeniu za pośredenictwem lunety, Księżyc dość szybko ucieka z obiektywu. Trzeba co chwilę korygować kierunek. Ponieważ do zabawy nie kupowałam żadnego adaptera, musiałam liczyć tylko na własną rękę. Tak - zdjęcie jest zrobione z ręki. :)
Co się udało? Udało się uzyskać w miarę czytelny obraz powierzchni Księżyca. Świetnie widać kratery: Tycho, Kopernik, Kepler, Grimaldi, Menelaus i Manilius. Wszystkie morza i Ocean Burz mają wyraźnie widoczne zarysy.
Co się nie udało? Nie udało mi się zyskać pełnej ostrości. Liczę, że gdy zrobi się cieplej podczas którejś pełni dopisze bezchmurna pogoda i ponowię próby.
Zdjęcie udostępniam na licencji Creative Commons - uznanie autorstwa, na tych samych warunkach.
Photo: @bowess CC BY-SA 4.0
Camera: Canon IXUS 220HS
Spotting scope: Yukon 6-100x100