W poprzedniej części opisywałem jak blockchain może pomóc w rozwiązywaniu problemów z transferem środków i różnymi pośrednikami, w tym skupię się na mediach społecznościowych.
Zacznijmy od zdiagnozowania problemów. Pierwszy z nich został przedstawiony na poniższym obrazku.
W tym roku miną dwa lata jak wyłączono Naszą Klasę. Jeśli ktoś publikował tam coś 15 lat temu, no to sorry - nie przeczyta tego. Ani konwersacji, ani postów. Serwis został usunięty. I trochę zastanawia mnie ta reklama Onetu na dolnym pasku, bo to właśnie Onet w styczniu 2018 roku usunął wszystkie blogi ze strony blog.pl. W tym mój, który pisałem na Łotwie. Gdybym go sobie wcześniej nie skopiował, to straciłbym bezpowrotnie dość cenny dla mnie materiał. Nauka z tego płynie taka, że w Internecie nic nie jest trwałe. Choć oczywiście raz ryzyko jest większe, a raz mniejsze.
Oprócz rachunków ekonomicznych, często powodem kasowania takiej czy innej treści jest cenzura. Dotyczy to np. Facebooka. Mam całkiem wielu różnych znajomych, którzy prowadzili tam w różnych okresach strony z publicystyką i zostali zbanowani. Mnie osobiście nigdy to nie spotkało, ale jakoś niespecjalnie ufam w trwałość treści publikowanych na FB.
Zresztą serwis założony przez Zuckerberga ma też inne wady. Po pierwsze robi wszystko, żeby wymusić na użytkownikach (zwłaszcza tych, którzy prowadzą strony) kupowanie reklam. Po drugie tworzy bańki i polaryzuje społeczeństwo. Po trzecie: użytkownik nie ma tam nic do gadania. W 2021 roku kapitalizacja Facebooka przekroczyła 1 bilion dolarów, czy wpłynęło to jakoś na nasze życie? W najmniejszym stopniu, bo jest to korporacyjny twór, który niespecjalnie lubi się dzielić zyskiem.
I tu wchodzi Hive cały na biało. Co prawda obecnie raczej nie może on konkurować z FB. Warto jednak podkreślać fundamentalne różnice jakie różnią te serwisy. Może z czasem świadomych ludzi przybędzie w takiej liczbie, by przelać czarę. A różnice wynikają m.in. z faktu, że Hive wykorzystuje blockchain. Ma to swoje konsekwencje, które sprawiają, że na wielu polach wygrywa z Facebookiem.
Podstawową cechą Hive'a jest to, że serwis jest zdecentralizowany. Nie ma jednej osoby, która mogłaby podjąć decyzję o usunięciu strony. Baza danych, w której przechowywane są dane jest rozproszona, a zatem przechowywana jest na wielu różnych komputerach. W efekcie ryzyko, że strona zniknie jest niewielkie, bo wymagałoby to konsensusu wszystkich, dzięki którym sieć funkcjonuje (tzw. witnessi), a tych jest ponad stu rozsianych po całym świecie. A zatem nawet katastrofa nuklearna może być niewystarczająca. W przeciwieństwie do Facebooka mamy więc całkiem sporą szansę, że nasze teksty, które piszemy dziś pozostaną na stronie przez długie lata. Zagrozić im może chyba jedynie adopcja jakiś nowych rozwiązań związanych z VR-em i emigracja społeczeństwa do Metaverse.
Oprócz niemal-pewności, że nasze teksty nie zostaną usunięte, Hive pozwala je również monetyzować. W dodatku bez reklam. Jak to możliwe? Otóż każdego dnia system tworzy pewną ilość tokenów. Są nimi nagradzani autorzy treści pojawiających się na platformie. Każdy użytkownik może zagłosować na dowolny artykuł i przekazać część tokenów z tej puli autorowi. Sęk w tym, że to jak duża będzie to kwota zależy od naszego Hive Poweru. A Hive Power to "zamrożone" tokeny Hive. Brzmi to dość abstrakcyjnie. W praktyce jednak znajdują się ludzie, którzy kupują i trzymają tokeny, aby móc robić to, o czym na Facebooku mogą tylko pomarzyć, czyli... współdecydować. Na portalu Zuckerberga to korporacja ustala "zasady społeczności". Na Hive ustala je każdy indywidualnie za pomocą swoich głosów. Bo warto tu dodać, że system pozwala przekazać nagrodę autorom, których lubimy, ale również odebrać ją tym, którzy naszym zdaniem przekroczyli jakieś granice.
Tu oczywiście może pojawić się zarzut, że system jest tak skonstruowany, że to najbogatsi mają najwięcej do powiedzenia. Wciąż jednak jest to o niebo lepsze od globalnej korporacji, która wysysa środki i rzuca co najwyżej jakieś ochłapy. W przypadku Hive beneficjentem rozwoju platformy jest każdy aktywny użytkownik, bo prawie każdy ma jakieś tokeny. Jeśli ich cena rośnie, to zyskuje i duży, i mały. Można byłoby to porównać z udziałami w firmie. Są udziałowcy większościowi, którzy decydują o losach spółki akcyjnej, ale na jej powodzeniu zyskują również posiadacze pojedynczych akcji.
Wróćmy jednak do monetyzacji. Zdecydowana większość platform stawia przed użytkownikami różne wymagania, które trzeba spełnić, aby w ogóle myśleć o zarabianiu na własnej twórczości. W przypadku YouTube'a jest to np. 1000 subskrybcji i odpowiednia ilość godzin obejrzanych filmów miesięcznie. W przypadku Hive można zbierać nagrody już pierwszego dnia. W praktyce więc jest to wyśmienite narzędzie do crowdfundingu. Przykładem mogą być choćby takie inicjatywy jak @hive.ghana, które zbudowało studnię czy @hive.aid, które dzięki upvotom i tokenowym darowiznom wysłało na Ukrainę pomoc o wartości grubo ponad 1000$. Oczywiście pozytywnych przykładów na wykorzystanie kryptowaluty powiązanej z platformą społecznościową jest więcej. Ot, choćby łatwość organizowania różnego rodzaju konkursów.
Podsumowując, dzięki blockchainowi można stworzyć o wiele bardziej przyjazne media społecznościowe, w których to sami użytkownicy ustalają zasady. Zamiast korporacyjnej struktury i zwyczajów jest decentralizacja i współodpowiedzialność. W efekcie beneficjentami ewentualnego sukcesu będą wszyscy, choć w różnym stopniu. Wciąż jednak jest to lepsze niż chciwy moloch, który nie tylko nie płaci, ale robi wszystko by wymusić na użytkownikach haracz za widoczność.
Ciąg dalszy nastąpi.