Ruch oporu
Po klęsce Niemców pod Stalingradem, od wiosny, wzmaga się działalność polskiego ruchu oporu. Z inicjatywy rządu londyńskiego i dowództwa Armii Krajowej, powstaje plan akcji „Burza”. O tym planie dowiedziałem się jednak dopiero po wojnie, w 1945 roku.
Plan „Burza” zorganizowany został w celu postawienia Sowietów przed faktem dokonanym. Dlatego organizowane siły oporu miały stać z bronią u nogi i czekać na walkę we właściwym czasie, tj. gdy wojska radzieckie będą wkraczać na ziemię polską. W tym czasie miała powstać władza w terenie reprezentowana przez AK, a oddziały zbrojne miały opanować sytuację i przechwycić władzę dla rządu w Londynie.
Na terenie województwa wołyńskiego, od 1943 roku działał Inspektorat AK w Łucku. Kowel i okolice były przewidziane na koncentrację oddziałów AK, które już działały w terenie jako jednostki partyzanckie oraz samoobrony przed bandami UPA. W 1943 roku ożywiła się działalność ruchu oporu na terenach wschodnich dzięki zwycięstwom Armii Czerwonej.
U nas w Kowlu wzmogła się działalność dywersyjna na kolei. Nocą grupy dywersyjne dokonywały podpaleń cystern, rozbrajały pojedynczych żołnierzy oraz wysadzały w powietrze pociągi. Rozpoczął się wzmożony ruch operacyjny. Kowel był miejscem etapowym — przerzutu oficerów i dowódców przez Dowództwo AK w Warszawie.
W grudniu 1943 roku, w miarę zbliżania się frontu do granic Polski, gwałtownie przyspieszono pobór do oddziałów partyzanckich AK. W pierwszych dniach grudnia 43 roku, zostałem zaprzysiężony w naszym domu — złożyłem przysięgę na ręce szefa „Pietruszki”. O tym wiedziała w naszym domu tylko mama i nikt więcej.
Od lata 1943 roku zorganizowana została baza ruchu oporu w małej miejscowości o nazwie Kupiczów(1). Funkcjonowała tam silna samoobrona — oddziały „Jastrzębia”(2) i „Sokoła”(3).
W grudniu wojska radzieckie zbliżyły się do terenów Wołynia — pod Równe i Łuck, jednak w drugiej połowie miesiąca zostały zatrzymane przez Niemców. Dlatego po 15 grudnia nastąpiła mobilizacja ruchu oporu. Prawie cała młodzież została wyprowadzona z miast i rozpoczęto formowanie nowych oddziałów partyzanckich. Ja w tym czasie otrzymałem zadanie śledzenia ruchu w mieście i na kolei, meldunki składałem natomiast w miejscowości Zielona.
Boże Narodzenie spędziłem razem z rodziną, w naszym domu na ulicy Warszawskiej. Po Świętach sytuacja dla Niemców stała się poważna, ponieważ Armia Radziecka weszła na tereny województwa — jej oddziały w styczniu 1944 roku zbliżyły się do miejscowości Równe i szły w kierunku Łucka.
W drugiej połowie stycznia udało nam się załatwić transport kolejowy — wagon kryty na 6-8 rodzin i w ten sposób rodzice wraz ze Stasią i ciocią Kowalską wyjechali do Chełma, po czym dotarli do Rejowca, gdzie zamieszkali na Zaparkaniu obok cementowni u cioci Koralewskiej — rodzonej siostry mamy. O tym dowiedziałem się jednak dopiero pół roku później(4). Ja pozostałem w Kowlu, a dlaczego, to wiedziała tylko mama.
W pierwszym dniu po wyjeździe rodziny, udałem się na zwiad kolei. Kiedy zeskakiwałem ze stopnia starej lokomotywy stojącej na torach, które musiałem przekroczyć, poczułem ból w zwichniętej niegdyś kostce. W drodze powrotnej spotkałem starszą ode mnie o dwa lata koleżankę, Jankę Uścińską, z którą zamieniłem parę słów, ale do której nie miałem zaufania, ponieważ przebywała dość często w towarzystwie oficerów i kolejarzy niemieckich. Do domu dotarłem szczęśliwie, jednak już kulejąc. Przyłożyłem sobie zimny kompres. W tym samym dniu miałem powrócić z meldunkiem, jednak na drugi dzień przyjechano do mnie i zabrano mnie furmanką do Zielonej. Noga mi bardzo spuchła i nie mogłem chodzić przez około 5-6 dni.
Niemcy orientowali się, że Zielona jest punktem etapowym i przerzutowym ruchu oporu i że znajduje się tylko 5 kilometrów od Kowla i chcieli ją zlikwidować. Gdzieś w środku tygodnia (chyba była to środa, około godziny 10:00) próbowali zaatakować wioskę z zaskoczenia, jednak samoobrona była wcześniej przygotowana na to uderzenie.
Ja przebywałem tam na kwaterze u znajomych — państwa Kochańskich — ze wciąż jeszcze opuchniętą nogą. Jako że była to jedna z pierwszych chat, uciekłem w głąb wioski. Atak został jednak odparty.
Około dziesięć dni przebywałem w oddziale porucznika Trzaska(5), w okolicy lasów lityńskich(6), bez broni. W tym czasie pełniłem służbę przy telefonach oraz przygotowywałem zapasy żywności. Pilnowaliśmy także stada krów. Tu nauczyłem się je doić. W pierwszych dniach lutego 1944 roku dostałem już ruski karabin i wraz z plutonem zostaliśmy przerzuceni na placówkę do wsi opuszczonej przez Ukraińców. Wioska leżała wzdłuż rzeki Stochód. Ubezpieczaliśmy nasze oddziały.
Pamiętam, że luty był ciepły i słoneczny. Na noc wystawiane były posterunki — ubezpieczenie na drogach, skąd mogły przyjść bandy UPA. Po paru dniach pobytu na tej placówce wysłane zostały dwa dwuosobowe patrole. Jeden z patroli został ostrzelany i zginął jeden ze zwiadowców. Po paru godzinach natarcia przez rzekę dotarliśmy do niego, ale zastaliśmy już tylko trupa. To był brat dowódcy naszego plutonu, którego ten nie chciał wysyłać na patrol, ale on się uparł. W wyniku naszego ataku wdarliśmy się 5 kilometrów za rzekę, zapaliliśmy kilka chałup, ale bulbowcy(7) uciekli nam.
Powróciliśmy po obiedzie na placówkę. Z Litynia przyszła do nas pomoc, bo słyszeli strzelaninę, ale daliśmy sobie radę sami. Mój dowódca drużyny, „Tońko” Pietkiewicz, strzelał z rkm, a ja byłem jego amunicyjnym(8). Dowódcą placówki był u nas ppor. Mikołaj Bałysz, ps. „Zagłoba”, który chodził w niemieckim płaszczu oficerskim.
Wioska, w której umiejscowiona była nasza placówka, rozciągała się na długości około 1,5-2 km. Była całkowicie opuszczona. Z dwóch stron ciągnęły się za nią pola, przez co była odkryta. Przebywaliśmy tam około trzech tygodni, po czym pod koniec lutego zostaliśmy podmienieni. To tam przeszedłem swój pierwszy chrzest bojowy. Bulbowcy starali się nie dopuścić nas, abyśmy przeszli rzekę Stochód. Walka trwała około godziny, ale w wyniku ataku czołowego udało nam się zmusić ich do odwrotu.
29 lutego brałem udział w walce o Oździutycze. Nie udało nam się zdobyć tej wsi, bo bulbowców było więcej i byli lepiej uzbrojeni. W dodatku nadleciały dwa samoloty niemieckie. Wieś była silnie broniona i odbywała się w niej koncentracja oddziałów UPA(9).
Chyba w połowie marca, oddziały partyzanckie zostały przesunięte nad rzekę Turię w kierunku północnym, aby przeciąć łączność między Kowlem a Włodzimierzem. Pod Kowel bowiem zbliżał się front wschodni, a Armia Czerwona starała się okrążyć Kowel. Pamiętam, że w tym czasie pojawiały się wśród nas takie opinie, że Kowel mógłby zostać zdobyty dzięki nawiązaniu łączności z oddziałami węgierskimi, ale to było ryzykowne i dowództwo nie wyraziło na to zgody.
27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK
Tymczasem nasz pluton, po przybyciu nad Turię, zajął stanowisko na placówce wysuniętej za rzekę. Odbywało się gromadzenie zapasów żywności oraz postępowały prace organizacyjne w kierunku utworzenia 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej(1) — ja jednak o tym wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdyż byłem tylko szeregowym o pseudonimie „Warum”(11). Oddziały: „Sokoła”, „Jastrzębia” i „Korda” miały stanowić razem pułk „Kowala”(12). Oddział „Bomby” miał wejść w skład pułku majora „Pogroma”. Trzeci pułk miał tworzyć kapitan „Garda” ze zgrupowania włodzimierskiego.
W drugiej połowie marca 1944 roku nasz batalion pod dowództwem porucznika „Trzaska”, wspólnie z innym batalionem, po parogodzinnej walce, zdobył miasteczko Turzysk(13). Nie udaje nam się jednak w tym dniu zdobyć stacji kolejowej w miejscowości Turopin. W tym czasie dowództwo dywizji współdziałało już z Armią Czerwoną. Nasze oddziały operowały w rejonie wytyczonym przez łuk rzeki Turii oraz przecinającym go niczym cięciwa torem kolejowym Włodzimierz-Kowel. Trudno mi ustalić, w skład którego pułku wchodzić miał batalion „Trzaska”(14). Walczyłem w nim chyba do połowy kwietnia, czyli do momentu okrążenia naszej dywizji przez wojska niemieckie. Pamiętam, że jeszcze w kwietniu batalion „Trzaska” stoczył walkę z oddziałami węgierskimi wspomaganymi przez niemieckie czołgi(15). W tym czasie nasz dowódca, porucznik „Trzask” został ranny(16). Walczyliśmy w Lasach Mosurskich, w okolicy Lubomli. Nastały dla dywizji trudne dni, gdyż zostaliśmy okrążeni w łuku rzeki Turii. Byliśmy ciągle głodni, tropieni, okrążani, zmuszani do podejmowania walki z Niemcami. To była pora roztopów wiosennych. Z polnych dróg robiły się bajora. Z tego powodu ofensywa radziecka utknęła w martwym punkcie. Warunki sprawiały, że Armia Czerwona nie mogła podciągnąć zaplecza i zaopatrzyć nacierającej piechoty w żywność i amunicję.
Niemcy przerzucili w rejon Brześcia i Włodzimierza kilka dywizji i zdecydowali się na obronę Kowla. W wyniku tych ruchów, oddziały 27 Dywizji, znalazły się na głównej osi niemieckiego marszu poprzez Czmykos, Olesk, Stawki na przeprawę przez Turię w rejonie Hajki-Jagodno. W efekcie zostaliśmy okrążeni w połowie kwietnia.
Niemal codziennie, Niemcy bombardowali nasze oddziały oraz przeprawy na Turii. Pamiętam, było to chyba 18 kwietnia, byłem jak zwykle amunicyjnym przy rkm. Na lewym skrzydle mieliśmy niewielkie kępy krzewów i drzew, a za nimi teren prawie że całkiem odkryty. Niemcy ostrzeliwali nas z artylerii. Za nami był las, do którego wróg próbował nas wepchnąć. W lukę pomiędzy naszymi batalionami wdarła się jakaś kompania rozpoznawcza i w rejonie Futory – Dobry Kraj natknęła się na chałupę, przy której były konie i nasi żołnierze. Tam zginął dowódca naszej dywizji — ppłk dypl. Jan Kiwerski „Oliwa”(17). Dowództwo przejął mjr „Żegota”(18).
Zlikwidowano tabory i ciężką broń. Konie objuczono cekaemami, amunicją i żywnością. Szpitale z rannymi zaciągnięto w głąb lasu, pomiędzy trzęsawiska. Marsze odbywały się tylko nocą. Szliśmy jeden za drugim zaminowanymi ścieżkami. Zamierzaliśmy przejść przez tory w relacji Kowel – Chełm w rejonie Jagodzina. Pamiętam, że do torów zbliżaliśmy się przez bezdroża i bagna. Oczywiście tory były obsadzone przez Niemców, którzy co parę minut wystrzeliwali rakiety oświetleniowe w powietrze. Noc jednak była bardzo ciemna. Nie pamiętam już nawet, w którym byłem batalionie po zranieniu por. „Trzaska”. Wiem tylko, że pluton do którego dołączyłem, przeszedł przez tory szczęśliwie. Dowodził nami plutonowy „Sztylet”, szefem kompanii był jego brat(19), w drużynie natomiast służyło jeszcze dwóch kolejnych jego braci.
Po przejściu torów i oddaleniu się o parę kilometrów, gdy było już całkiem widno, zaatakowali nas Niemcy wspierani przez wozy pancerne. Odpieraliśmy ich ataki przez około godzinę, po czym przesunęliśmy się do lasu i tak kontynuowaliśmy opór. Walka trwała do południa. Nocą ruszyliśmy w kierunku na Smolary(20). W dzień staraliśmy się odpocząć, a nocami maszerowaliśmy przez bagna i bezdroża, ciągle nękani potyczkami przez wroga.
Po przejściu z Lasów Mosurskich do Lasów Szackich, dowodził nami kpt. „Hruby”(21). Ten okres był wyjątkowo ciężki, w ciągłym marszu, o głodzie, a w dodatku dopadły nas wszy. Przebicie się z kotła kosztowało nas około 1500 ludzi(22).
Przypisy:
Niecałe 30 kilometrów na południe od Kowla. Podczas II wojny światowej w miejscowości mieszkało ponad 1200 Czechów, 80 rodzin żydowskich oraz Ukraińcy zasiedlający osobną ulicę. Okupant niemiecki wykorzystywał Żydów do pracy w okolicznych majątkach ziemskich. W sierpniu 1942 roku policjanci ukraińscy pod dowództwem dwóch Niemców ściągnęli od Żydów kontrybucję a następnie pognali ich w kierunku Suszybaby, gdzie w pobliżu cmentarza prawosławnego wszystkich rozstrzelano.
W czasie rzezi wołyńskiej kupiczowscy Czesi opowiedzieli się po polskiej stronie. W związku z tym Kupiczów był dwukrotnie atakowany przez UPA. Za każdym razem samoobronie wsi ze skuteczną pomocą przychodził oddział AK Władysława Czermińskiego „Jastrzębia”. Po nawiązaniu współpracy z AK w Kupiczowie stworzono około 100-osobowy polsko-czeski oddział samoobrony podporządkowany dowództwu w Zasmykach. Czesi przyjęli u siebie pewną liczbę polskich uchodźców. [Cyt. za Wikipedią]Władysław Czermiński, ps. „Jastrząb”. Przed wojną był nauczycielem i oficerem rezerwy. Podczas wojny działał w konspiracji, w 1943 roku dowodził oddziałem samoobrony, broniąc ludności polskiej przed bandami UPA. W trakcie walk 27 DP AK utknął w kotle w Lasach Mosurskich. Udało mu się zebrać około 420 ludzi i przez dwa miesiące uchodzić obławom dzięki znakomitym zdolnościom dowódczym. 23 czerwca udało mu się przedostać za Bug i dołączyć ponownie do dywizji. W sierpniu 1945 roku został postrzelony przez Sowietów. Leczony był potajemnie w Warszawie. Po odzyskaniu sił przedostał się do okupacyjnej strefy amerykańskiej Niemiec. W 1948 roku wyjechał do USA. Powrócił do Polski w 1994 roku, zmarł rok później. [Na podstawie Wikipedii oraz ipn.gov.pl]
Michał Fijałka, ps. „Sokół”. Cichociemny, przerzucony do kraju w nocy z 1 na 2 września 1942 roku. Prze-szedł z 27 DP AK cały szlak bojowy aż do rozbrojenia przez Armię Czerwoną. 28 listopada 1944 roku aresztowany przez UB w Lublinie. 29 grudnia Sąd Wojskowy Lubelskiego Garnizonu na rozprawie niejawnej skazał go na 10 lat więzienia. Z więzienia wyszedł 19 września 1945 roku na podstawie dekretu o amnestii. W roku 2004 Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał wyrok z 1944 roku za nieważny. Po wyjściu na wolność pracował na różnych stanowiskach w szkolnictwie rolniczym. Zmarł w 1983 roku podczas pracy nad monografią 27 Wołyńskiej Dywizji AK, która ukazała się pośmiertnie w 1986 roku. [Na podstawie Wikipedii]
Czyli w czerwcu, kiedy mama odwiedziła mnie w miejscowości Białka koło Parczewa, gdzie rozmieściła się wówczas 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK po przejściu przez Bug na Lubelszczyznę. Do rodziny w Rejowcu dołączyłem dopiero 23 lipca. [Przypis autora]
Zbigniew Twardy, ps. „Trzask”. We wrześniu 1939 roku pełnił funkcję obserwatora na posterunku wojskowym w Drohobyczu. Następnie przedostał się do Francji, gdzie walczył przeciwko Niemcom jako bombardier w Wojsku Polskim we Francji. Ukończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Coupar Angus. W nocy z 24 na 25 marca 1943 roku skacząc ze spadochronem dostał się do Polski w ramach operacji lotniczej „Cellar” jako „cichociemny”. Po aklimatyzacji skierowany na teren Okręgu Wołyń AK.
Lityń to miejscowość znajdująca się w pobliżu wspomnianego wcześniej Kupiczowa.
Nazwa pochodzi od pseudonimu twórcy tych oddziałów ukraińskich Tarasa Borowcia, ps. „Bulba”. Zostały one utworzone do zwalczania sowietów podczas niemieckiej ofensywy na ZSRR. Sam „Bulba” był przeciwny mordom na Polakach. Jednakże do końca 1943 roku jego oddziały zostały siłą podporządkowane banderowcom z UPA, którzy wzięli do niewoli i zamordowali żonę Borowcia. „Bulbowcy”, z którymi walczył oddział porucznika Trzaska to prawdopodobnie była „Ukraińska Powstańcza Grupa Ozero” pod do-wództwem Jurija Stelmaszczuka „Rudoho” (Rudego), który bez wątpienia brał czynny udział w rzezi wołyńskiej.
Przypis autora: Spotkałem się z nim po latach, dopiero na pogrzebie Czesława w Warszawie, 6 marca 1979 roku. Zamieniliśmy tylko parę słów. Zaprosiłem go do Gliwic.
Podczas rzezi wołyńskiej, w Oździutyczach zamordowano 16 Polaków, pozostali zdołali zbiec. We wsi znajdowała się silna baza UPA. 29 lutego 1944 roku trzy bataliony 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK podjęły próbę rozbicia bazy. Atak został odparty, zginęło 7 akowców. Baza UPA została rozbita 23 marca 1944 roku przez partyzantów sowieckich dowodzonych przez H. Kowalowa. [Cyt. za Wikipedią]
Numer dywizji nawiązywał do przedwojennej 27 Dywizji Piechoty, która stacjonowała w tym rejonie i została rozwiązana razem z całością sił zbrojnych po klęsce wrześniowej. Nie należy ich jednak mylić, oznaczenie skrótowe dywizji przedwojennej to 27 DP, a tej utworzonej w 1944 roku: 27 DP AK (zapisywana też często jako 27 WDP AK).
Dziadek kiedyś wspomniał, że ten pseudonim wybrał z jednej strony ze względu na podobieństwo do nazwiska, a z drugiej dla bezpieczeństwa, gdyż jest to niemieckie słowo, oznaczające „dlaczego” — TW.
Mjr. Jan Szatowski, ps. „Kowal”. Przedwojenny oficer 5 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie. Kampanię wrześniową odbył w stopniu kapitana. 13 września został ranny, wzięty do niewoli. 24 grudnia 1942 roku uciekł z obozu w Norymberdze w brawurowy sposób. 1943 roku pełnił funkcję inspektora Okręgu Wołyń AK. W marcu 1944 roku objął dowodzenie nad 50 pułkiem piechoty w strukturze 27 DP AK. Od 19 kwietnia, po śmierci ppłk. Oliwy przejmuje dowodzenie dywizją aż do 3 maja. Po rozbrojeniu dywizji unika aresztowania, a 31 sierpnia 1944 organizuje struktury WiN na Podlasiu i Lubelszczyźnie. Aresztowany 9 listopada 1946 roku przez Urząd Bezpieczeństwa został osądzony, zdegradowany i skazany na karę śmierci. Wyrok został później zmieniony na 7 lat więzienia. Po odbyciu kary, prowadził małe gospodarstwo rolno-warzywne. Zmarł w 1988 roku. [Na podstawie Wikipedii]
W akcji tej uczestniczyły: III/50 pp, II/43 pp i 1 kompania I/24 pp. Ze strony sowieckiej udział wzięła kompania piechoty oraz bateria artylerii. Całością dowodził mjr Jan Szatowski „Kowal”, dowódca 50 pp. (…) Rozstrzygnięcie walki nastąpiło po wykonaniu głębokiego manewru siłami III/50 pp, który po pokonaniu bagnistego terenu i po przejściu przez tory kolejowe, wyszedł łukiem od północy na tyły przeciwnika i zajął miasto. [Cyt. za Władysław Filar, Działania 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK]
Batalion por. „Trzaska” wchodził w skład 50 pp AK. Pułk zorganizowano na bazie oddziałów partyzanckich działających od 1943 roku w środkowej części Wołynia zajmujących się ochroną ludności polskiej przed bandami UPA. Dowódcą pułku został mjr Jan Szatowski „Kowal”, a baonami dowodzili: por. Michał Fijałka „Sokół” (I/50 pp); por. Władysław Czermiński „Jastrząb” (II/50 pp); por. Zbigniew Twardy „Trzask” (III/50 pp).
Na podstawie informacji z książki Władysława Filara, przypuszczam, że chodzi o akcję z 17 kwietnia, kiedy to III/50pp ruszył na pomoc sowieckiemu oddziałowi partyzanckiemu, współpracującemu z 27 DP AK, dokonując skutecznego kontrataku.
A właściwie ponownie ranny, bo lekko ranny był już 29 lutego, ale dowodził dalej. 10 kwietnia został powtórnie raniony, tym razem ciężko (strzaskane kości lewej nogi powyżej kolana) pod Stawkami. Przewieziony do szpitala polowego w Lasach Mosurskich. 23 kwietnia zabrany przez Węgrów (w służbie niemieckiej, ale sprzyjających Polakom). Przewieziony 3 maja do obozu jeńców sowieckich w Okszowie koło Chełma, skąd został wykupiony przez PCK. Następnie leczony był w chełmskim szpitalu miejskim przy ul. Lwowskiej. Nie wyraził zgody na amputację nogi dotkniętej gangreną i zmarł 6 października 1944 roku
w Chełmie. Pochowany na cmentarzu miejskim przy ulicy Lwowskiej w Chełmie. [Na podstawie Wikipedii]Michał Fijałka w monografii 27 Wołyńskiej Dywizji AK śmierć ppłk. Oliwy opisuje tak: „W czasie walk z Niemcami w rejonie Pisarzowa Wola — Liski podjęto decyzję o wycofaniu się do nadleśnictwa Dobry Kraj na zachód od lasu stężaryckiego. W rejonie tym nie spodziewano się Niemców (z tego powodu nie wysłano zwiadu). Około południa 18 IV 1944 r. ppłk „Oliwa” z adiutantem, oficerem informacji, luzakiem (gońcem) i trzema ludźmi z ochrony udali się w kierunku leśniczówki. Po drodze zatrzymali się przez pewien czas w chłopskiej chałupie, konie zaś wprowadzono do stodoły (…) Nagle stodoła zapaliła się i padły strzały. Ppłk „Oliwa” wybiegł z domu i otrzymawszy postrzał w skroń padł zabity (…) Strzelaninę tę usłyszał mjr „Żegota”. Rozkazał „Jastrzębiowi” sprawdzić sytuację. Po chwili ujrzano galopującego oficera radzieckiego (sic) (z partyzanckich oddziałów sowieckich współpracujących z 27 Dywizją), który krzyczał: „Wasz gławnyj komiendant ubit”. Równocześnie dobiegli ranny goniec i zakrwawiony ppor. „Wichura” (adiutant dowódcy Dywizji), donosząc o tragicznej śmierci „Oliwy”. Porucznik „Jastrząb” uderzył natychmiast. Odbił zwłoki dowódcy, zabił kilku Niemców, którzy po krótkiej obronie zbiegli w las. „Jastrząb” zastrzelił dowódcę patrolu, oficera SS w wyjściowym stroju. Jego ubiór jak i umundurowanie zabitych Niemców było niespotykane w warunkach leśnych — należeli do różnych formacji: Gestapo, Wehrmachtu i żandarmerii.” Inni historycy przypuszczają, że mógł to być mały oddział ukraiński w przypadkowym umundurowaniu niemieckim, który dostał się tam przypadkowo.
Jan Wojciech Kiwerski, ps. „Oliwa” był przedwojennym wojskowym, w kampanii wrześniowej pełnił funkcję oficera operacyjnego sztabu 33 Dywizji Piechoty (rezerwowej). Po kapitulacji pod Kockiem nie poszedł do niewoli, lecz udał się do Warszawy, gdzie współtworzył organizację konspiracyjną Służba Zwycięstwu Polski. W warunkach działalności podziemnej awansował ze stopnia kapitana na majora, a potem podpułkownika. Mjr dypl. Tadeusz Sztumberk-Rychter, ps. „Żegota” w kampanii wrześniowej był oficerem sztabu dowódcy artylerii dywizyjnej 6 Dywizji Piechoty. 20 września 1939 roku dostał się do niewoli niemieckiej, lecz już 11 października zbiegł z obozu jenieckiego i przystąpił do SZP. Przeszedł cały szlak bojowy z 27 DP AK. 6 sierpnia 1944 roku został aresztowany przez NKWD. Przebywał w różnych sowieckich obozach jenieckich do 1948 roku, potem wrócił do kraju. W późniejszych latach był m.in. dyrektorem zakładu chemicznego i działał w stowarzyszeniu „PAX”. Zmarł w 1972 roku.
Bracia Julian (ps. „Sztylet”) i Franciszek Żurawscy. Franciszek nosił pseudonim „Sokół” tak samo jak dowódca I batalionu. Dowództwo III batalionu po „Trzasku” przejął natomiast Marian Moczulski, ps. „Jaszczur”.
Właściwie to trzy miejscowości położone blisko siebie: Smolary Rogowe, Smolary Stoleńskie i Smolary Świtaskie.
Kapitan Jan Józefczak, ps. „Hruby”. Początkowo dowodził II batalionem 43 Pułku Piechoty, potem, po połączeniu batalionów „Siwego” i „Trzaska”, został tymczasowo dowódcą III batalionu w 50 Pułku Piechoty. Po rozwiązaniu dywizji aresztowany przez NKWD, prawdopodobnie zginął skacząc przez okno w trakcie przesłuchania.
Michał Fijałka, op. cit., przytacza straty: „350 żołnierzy poległych, 160 rannych, 170 dostało się do niewoli, a około 1600 uległo rozproszeniu”.
Źródło fotografii 27 WDP AK - archiwum Michała Fijałki,
https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/27-wolynska-dywizja-ak-galeria-archiwalna/