After an exciting prologue, in which I proved that I can fall into the abyss with extraordinary consistency, it was time for another challenge.
Vatican City.
Castel Sant'Angelo, the secrets hidden within the walls of the holy city, the riddles that would test my intelligence.
What could have gone wrong?
The answer: everything.
I'm playing, I said, reaching for the pad.
Are you sure? Oskar looked at me skeptically.
Of course, I said, trying to sound like an adventure hero, not a father about to make his first embarrassing mistake.
Okay, Sarah sighed. At least it's going to be fun.
First steps in the Vatican? Full of majesty.
Indiana Jones me was sneaking through the mysterious corridors of the castle, the twilight, the frescoes, the monumental statues – the atmosphere was like from the best adventure movies.
And then I approached the first riddle.
Blood Bulls – a mystery that had to be solved.
Don't worry, I've got it, I said, walking over to what looked like an ancient puzzle.
I thought about it.
I thought about it.
And... I immediately made a mistake.
TRAP ACTIVATED.
Oskar rolled his eyes.
Sara started laughing.
Wiktor shouted: Dad, WHAT ARE YOU DOING?!
Alex looked at the screen as Indiana desperately tried to avoid death, and commented calmly:
– Well, yes, classics.
A quick evacuation, I was almost trampled by the stone gates, but I survived.
With a minimal amount of dignity.
The next riddle sounded simple. Fountain, symbols, dragons, paws, sculpture in a boat.
It's logical, I said confidently.
I walked over and turned the mechanism.
Nothing.
I turned it a second time.
Nothing.
I turned it the third time, completely randomly.
TRAP ACTIVATED.
Dad, do you even read the tips? Oscar asked, crossing his arms.
Of course I do, I lied.
I doubt it, Alex muttered.
The puzzle took me a good ten minutes, during which I almost drowned, blocked the passage and completely lost in what I was doing.
Sara finally couldn't stand it and fell over on the couch laughing.
Dad, you're like Indiana Jones, but in a version in which you wouldn't be able to make any film.
But you know what? It worked.
With determination and random clicks, I finally solved the mystery.
And yet it is possible, I said proudly.
I wonder how, Oskar muttered.
When it was the turn of the Augur Trials, I felt that this was the moment when I would finally show what I was capable of.
Silver and gold fineness. Plaques, pillars, key melting.
It sounded serious. It sounded like something for the real Indiana Jones.
And then I tried to find the first board for five minutes, because I was running in circles.
Dad, there's a marker there, Oscar said, showing me the way.
I know, I lied.
No, you don't know, Alex commented.
Finally, I reached the right place and started the rehearsal.
And then I fell off the platform.
And again.
And again.
Dad, maybe you can give me a pad? – Wiktor suggested.
Never, I said, with the determination of a person who can't go back.
When I finally finished the attempt, I was sweating like after a marathon.
And there you go, elegantly, I said.
Sara didn't even comment anymore.
My adventure in the Vatican has come to an end, but the laughter of my family will probably remind me of all the brilliant decisions I have made for a long time. I solved the puzzles, though in most cases I was driven more by desperation than brilliance. I survived the traps, but only because the game was kind enough to give me a few extra chances.
Did I manage to play like the real Indiana Jones? Well, if Indiana is known for running in circles, pressing random levers and accidentally activating deadly mechanisms, then yes – I was perfect. Unfortunately, my children have a different opinion on this. Oskar doesn't even comment anymore, Sara rolls her eyes, Alex sums it all up with a cold it could have been worse, and Wiktor – the only soul who still believes in me
– cheers for me anyway.
Despite all the falls, mistakes and doubts, I still feel that this is just the beginning of a great adventure. Maybe I'm not the best archaeologist, but one thing is for sure – this game is not only about solving puzzles, but also about having fun. And there is never a shortage of it in our home.
POLISH:
INDIANA JONES I WIELKI KRĄG – WATYKAN: ŚWIĘTE MIEJSCE, GRZESZNE BŁĘDY
Po emocjonującym prologu, w którym udowodniłem, że potrafię spadać w przepaść z niezwykłą konsekwencją, nadszedł czas na kolejne wyzwanie.
Watykan.
Zamek Świętego Anioła, sekrety ukryte w murach świętego miasta, zagadki, które miały wystawić moją inteligencję na próbę.
Co mogło pójść nie tak?
– Ja gram – oznajmiłem, sięgając po pada.
– Jesteś pewien? – Oskar spojrzał na mnie sceptycznie.
– Oczywiście – odparłem, starając się brzmieć jak bohater kina przygodowego, a nie jak ojciec, który zaraz popełni pierwszy wstydliwy błąd.
– No dobra – westchnęła Sara.
– Przynajmniej będzie zabawnie.
Pierwsze kroki w Watykanie? Pełne majestatu.
Indiana Jones (czyli ja) przemykał przez tajemnicze korytarze zamku, półmrok, freski, monumentalne posągi – klimat jak z najlepszych przygodowych filmów.
A potem podszedłem do pierwszej zagadki.
Krwawe byki – tajemnica, którą należało rozwiązać.
– Spokojnie, mam to – powiedziałem, podchodząc do mechanizmu, który wyglądał na starożytną układankę.
Przemyślałem sprawę.
Zastanowiłem się.
I… natychmiast popełniłem błąd.
PUŁAPKA AKTYWOWANA.
Oskar przewrócił oczami.
Sara zaczęła się śmiać.
Wiktor krzyknął: Tata, CO TY ROBISZ?!
Alex spojrzał na ekran, jak Indiana rozpaczliwie próbuje uniknąć śmierci, i skomentował spokojnie:
– No tak, klasyka.
Szybka ewakuacja, prawie rozdeptały mnie kamienne wrota, ale przeżyłem.
Z minimalną resztką godności.
Następna zagadka brzmiała prosto. Fontanna, symbole, smoki, łapy, rzeźba w łódce.
– To jest logiczne – powiedziałem pewnie.
Podszedłem, przekręciłem mechanizm.
Nic.
Przekręciłem drugi raz.
Nic.
Przekręciłem trzeci raz, kompletnie losowo.
PUŁAPKA AKTYWOWANA.
– Tata, czy ty w ogóle czytasz wskazówki? – zapytał Oskar, krzyżując ręce.
– Pewnie że tak – skłamałem.
– Wątpię – mruknął Alex.
Zagadka zajęła mi dobrych dziesięć minut, w trakcie których zdążyłem przypadkiem prawie się utopić, zablokować przejście i całkowicie pogubić się w tym, co robię.
Sara w końcu nie wytrzymała i przewróciła się na kanapie ze śmiechu.
– Tato, jesteś jak Indiana Jones, ale w wersji, w której by się nie udało nakręcić żadnego filmu.
Ale wiecie co? Udało się.
Z determinacją i przypadkowymi kliknięciami w końcu rozwiązałem zagadkę.
– A jednak się da – powiedziałem dumnie.
– Ciekawe jak – mruknął Oskar.
Gdy przyszła kolej na Próby Augura, czułem, że to jest ten moment, w którym wreszcie pokażę, na co mnie stać.
Srebrna i złota próba. Tablice, filary, wytapianie kluczy.
Brzmiało poważnie. Brzmiało jak coś dla prawdziwego Indiany Jonesa.
A potem próbowałem znaleźć pierwszą tablicę przez pięć minut, bo biegałem w kółko.
– Tato, tam jest znacznik – powiedział Oskar, wskazując mi drogę.
– Ja wiem – skłamałem.
– Nie, nie wiesz – skomentował Alex.
W końcu dotarłem do odpowiedniego miejsca i rozpocząłem próbę.
I wtedy spadłem z platformy.
I jeszcze raz.
I jeszcze raz.
– Tata, może dasz mi pada? – zaproponował Wiktor.
– Nigdy – odparłem, z determinacją osoby, która już nie może się cofnąć.
Kiedy w końcu ukończyłem próbę, byłem spocony jak po maratonie.
– No i proszę, elegancko – oznajmiłem.
Sara już nawet nie komentowała.
Moja przygoda w Watykanie dobiegła końca, ale śmiech mojej rodziny chyba jeszcze długo będzie mi przypominał o wszystkich genialnych decyzjach, które podjąłem. Rozwiązałem zagadki, choć w większości przypadków bardziej kierowała mną desperacja niż błyskotliwość. Przetrwałem pułapki, ale tylko dlatego, że gra była na tyle łaskawa, by dać mi kilka dodatkowych szans.
Czy udało mi się zagrać jak prawdziwy Indiana Jones? Cóż, jeśli Indiana znany jest z biegania w kółko, wciskania losowych dźwigni i przypadkowego aktywowania śmiertelnych mechanizmów, to tak – byłem perfekcyjny. Niestety, moje dzieci mają na ten temat inne zdanie. Oskar już nawet nie komentuje, Sara przewraca oczami, Alex podsumowuje wszystko chłodnym mogło być gorzej, a Wiktor – jedyna dusza, która wciąż we mnie wierzy – kibicuje mi mimo wszystko.
Mimo wszystkich upadków, pomyłek i wątpliwości nadal czuję, że to dopiero początek wielkiej przygody. Może nie jestem najlepszym archeologiem, ale jedno jest pewne – w tej grze liczy się nie tylko rozwiązywanie zagadek, ale i dobra zabawa. A tej w naszym domu nigdy nie brakuje.