*Dni do wyjazdu. Coraz więcej aktualności wkrada się w moje wpisy podróżnicze, ale co robić, trudno ignorować rzeczywistość.
Są postępy w przygotowaniach. Najważniejsze - zaprzyjaźniłam się z laptopem. Przekłamanie kolorystyczne, z którym walczyłam na początku, okazało się kwestią jakości samego ekranu, a nie ustawień karty graficznej. To może być zarówno dobra, jak i zła informacja, zależy jak popatrzeć. Wolę od tej dobrej strony - przestałam kopać się z koniem (kartą graficzną). Podpięłam monitor zewnętrzny i na nim wszystko wygląda bardzo dobrze. On wprawdzie zostaje w Polsce, ale zabieram tablet graficzny, który też poprawnie oddaje kolory. Jest mały, lecz przez jakiś czas może służyć jako tester. Jedna troska mniej.
Zostało mi jedno zlecenie do zamknięcia, pozostałe działania zawodowe zawieszam od dziś do odwołania. Chcę się skupić na wyjeździe, poza tym potrzebuję oddechu - spacerów i spotkań z ludźmi. Lipiec pięknie się zaczął pod tym względem, bo od spotkania hajwowego. Było bardzo, bardzo miło. Swojsko i normalnie. Po posiadówce w ogródku Klubu Re udaliśmy się do Królestwa Bez Kresu. Chyba wypiliśmy @hallmann cały zapas briscoli ;) To już trzecie spotkanie zainicjowane przez @rozku - z roku na rok pojawia się coraz więcej osób ❤️.
Nadal ćwiczę na trafficarze jazdę po mieście, zazwyczaj bladym świtem, gdy pusto na drogach. Łamiąc schemat z sobotniego spotkania wróciłam samochodem i o dziwo poszło mi dość gładko. Chyba pierwszy raz nie miałam większych wątów do swojej jazdy.
To tyle w skrócie z codzienności. Generalnie czas przyspieszył i jest tak wypełniony, że krótkie wypady urlopowe na Korfu i do Malmo jawią się jak odległa pieśń przeszłości. Od dziesięciu tygodni opowiadam o wakacjach w Grecji i doszłam dopiero do dnia trzeciego! Dobrze, że były tylko cztery 😅.
Do brzegu zatem. Dzień trzeci zaczęłyśmy od wizyty na szczycie Pantokratora, o czym pisałam ostatnio. Potem zjechałyśmy ku północnemu wybrzeżu wyspy, między innymi po to, by zobaczyć słynny Kanał Miłości w Sidari. O ile samo miasto poza sezonem robi trochę przygnębiające wrażenie, to atrakcje turystyczne bez tłumów oceniam zdecydowanie na plus. Nie trzeba czekać w kolejce do każdego ładnego ujęcia.
Czerwone kąpielówki w kadrze to czysty przypadek.
Kanał Miłości tworzy ciekawie ukształtowana formacja skalna. Wyspa wyciąga swe paluszki w morze tworząc zatoczki i małą plażę. Na Korfu jest mnóstwo takich cypelków!
Po skalnych półkach można spacerować - zachowując ostrożność.
Sidari poza sezonem.
W miasteczku zaplanowałyśmy przerwę obiadową, kilka lokali było otwartych. Andzia znów zamówiła mussakę, ja postawiłam na briam - zapiekane warzywa z dodatkiem sera. Pyszne!
Na deser wiadomo - baklawa 💚. W Krakowie jest sklepik z tureckimi specjałami i po powrocie kupiłam tam kilka kawałków. Niestety... konsystencja inna i jakaś sucha taka. Wolę jak ocieka miodem.
Towarzysz obiadu.
Po obiedzie ruszyłyśmy na wschód, w stronę Kassiopi. Miasteczko małe, urokliwe, ale o dziwo dość zatłoczone w porównaniu z innymi miejscówkami. Zatrzymałyśmy się poza głównym kompleksem zabudowań, przy kamienistych plażach i poszłyśmy na mały spacer.
Przez chwilę miałam deja vu.
Można rzec - kolejne greckie plaże. Te jednak były nieco inne - wysypane białymi kamyczkami. Albo całkiem skaliste.
Kolor podłoża sprawiał, że woda miała wyjątkową, nawet jak na greckie standardy, barwę. I wydawała się idealnie przezroczysta.
Paralia Mpataria.
Ponad plażą widnieją ruiny zamku, do którego nie dotarłyśmy. Kolejny okruszek może kiedyś.
Zdjęcia robiłyśmy stojąc na skałach Kanoni Beach. Zabawne, że w google część atrakcji opisana jest w języku greckim, część w angielskim.
Po drugiej stronie miasto Saranda w Albanii.
Na kwaterę wracałyśmy wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża, trzymając się głównej drogi najdłużej jak się dało. Nie sposób było się znudzić krajobrazem. Po drodze zatrzymałyśmy się jeszcze raz, w punkcie widokowym Kouloura.
Tutaj Albania jest na wyciągnięcie ręki, nie więcej niż 3 kilometry od nas.
A potem znowu kręta droga poprzez wioski...
... i miasteczka. Tutaj Ipsos.
Pośrodku wyspy jest taka duża równina, wyróżniająca się pośród krajobrazu Korfu. Jakby ktoś przejechał wielkim walcem. Często przez nią podróżowałyśmy, bo leżała akurat na trasie łączącej kwaterę z północną częścią wyspy. To chyba jedyne takie miejsce na Korfu, jestem ciekawa jak powstało.
Do Agios Gordios dotarłyśmy na tyle wcześnie, by zdążyć na mały spacer.
W naszym miasteczku dominuje pastelowy róż. Ma to swój urok, szczególnie w ciepłej barwie zachodzącego słońca.
Tak skończył się dzień trzeci na wyspie. Ostatni chciałyśmy z premedytacją przebomblować w mieście Korfu, bo wylot był dopiero o 20.00. Pamiętając relacje Ewy ze spacerów po mieście najbardziej pragnęłam zanurzyć się w jego bocznych uliczkach. Czy się udało? Zobaczymy :)
Dobrego tygodnia 🌼