Nie wiem co napisać odnośnie wczorajszego dnia. Moja Mama codziennie rano dzwoni i pyta jak moje zdrowie, a ja codziennie odpowiadam, że bez zmian. Raz, że jestem trochę zniecierpliwiona tymi telefonami, bo poranki u nas są niezwykle intensywne i przeważnie nie mam jak odebrać i normalnie porozmawiać. Dwa, że naprawdę, nie ma spektakularnych zmian. Może kaszlę ciut rzadziej niż przed rozpoczęciem antybiotykoterapii, ale chyba porównywalnie intensywnie. Jestem ciut mniej słaba, ale wciąż słaba. I tak dalej, i tak dalej. Myślę, że tym razem ta choroba niemal mnie rozłożyła na amen, serio. Na antybiotyk była chyba najwyższa pora. I pewnie ostatnie oznaki choroby będą sobie mijać spokojnie jeszcze dwa tygodnie po zakończeniu leczenia. No, ale jest ciut lepiej, chyba nie mam zapalenia płuc, i tego się trzymajmy.
Szkoda tylko, że nie ma jak i kiedy odpocząć. Nawet jak @sk1920 jest w domu, to i tak jakoś nie mam szans na leżenie i kurowanie się. Mamy nie chodzą na L4 i już.
I don't know what to write about yesterday. My mom calls every morning and asks how my health is, and every day I answer that it's the same. First, I'm a little impatient with these calls, because mornings are extremely intense for us and I usually can't pick up and talk normally. Second, there really aren't any spectacular changes. Maybe I cough a little less often than before starting antibiotic therapy, but probably with comparable intensity. I'm a little less weak, but still weak. And so on and so forth. I think this time this illness has almost finished me off, seriously. It was probably high time for antibiotics. And probably the last symptoms of the illness will go away peacefully for another two weeks after the end of treatment. But it's a little better, I don't think I have pneumonia, and let's stick to that. It's just a shame that there's no way and no time to rest. Even when @sk1920 is at home, I still have no chance to lie down and recover. Moms don't go on sick leave and that's it.