Życie jest piękne! Totalnie się tego nie spodziewałem, od niechcenia wepchnąłem kilka pestek w glebę. W połowie maja, już trzeci rok z rzędu świętowałem Światowy Dzień Sadzenia Dyni w Miejscach Publicznych. I co? I co? Wyrosło! Na najgorszej kupie żużlu z gruzem, wokół dzikich wysypisk i miejsca używanego do opalania kabli.
Dawno nie byłem na żadnym większym spacerku po Katowicach. Prawie sześć tygodni spędziłem na wyjeździe, wcześniej byłem mocno zajęty chorowaniem, no i tak wyszło, że od maja nawet nie przechodziłem obok miejsca gdzie przez cały ten czas rośnie sobie moja dynia. To muszą być bardzo dobre, potężne geny. Upały, okresy bez opadów, uboga gleba, przejeżdżające obok pociągi i cała masa innych przeciwności. I co? Wyrosło!
Jestem przeszczęśliwy, nie tylko dlatego, że może nawet doczekam się zbiorów, ale przede wszystkim udało mi się udowodnić, że nawet wtykanie pestek w glebę ma sens. Na następną wiosnę przyjmę zupełnie inną strategię. Zamiast próbować zajmować publiczne trawniki w centrum będę celował w nieużytki i tereny obok linii kolejowej. Wykorzystam też prawo dużych liczb, ładując w glebę setki pestek wiosną, na jesień zbiorę przynajmniej jedną pokaźną dynią.
Dwoje dzieciaczków już się solidnie zawiązało, kolejna dwójka już prawie, prawie. Co prawda jest dość późno i być może będę miał wcześniaki, ale to bez znaczenia.
Do roboty! Właź do środka i zapylaj, bez obijania się! Taki wielki, żółty kwiat musi przyciągać. W sumie, to tak to sobie wykoewoluowało. A pszczoły ponoć bardzo lubią dynię, w kielichach zbiera się woda deszczowa i rosa, mogą więc się napić. Poza tym dynia ma długi okres kwitnienia, pszczoły mogą więc zbierać z nich pyłek nawet w okolicy o niskiej bioróżnorodności, a nieużytki w centrum miasta z pewnością do takich należą. Wyobraźcie sobie taką pszczołę wracającą do ula po całym dniu pracy z pustymi zbiornikami. Tam nie ma wymówek, dzieci larwy trzeba wykarmić. A tak, ta właśnie pszczoła nie wyleci z pracy.
Reszta spacerku również bardzo mi się podobała, chociaż trochę przestrzeliłem i wyszedłem z lasu aż na Murckach. To sam koniec Katowic. Przez to wróciłem dopiero po 20-stej i praktycznie całe popołudnie spędziłem w lesie. Po drodze spotkałem parę ciekawostek i trochę dziwnych rzeczy, które wcale nie powinny znajdować się w lesie. Leśny marketing, rdestowiec sachaliński, śmieci, wieżę magów ognia i tajemniczy kiosk, który według legendy otwarty jest tylko podczas zaćmienia księżyca
Jestem też pewien, że próbując wytyczyć drogę napotkaliśmy utopca z rusałką dźwigających rowery. Szli ścieżką z naprzeciwka, spotkaliśmy się niedaleko zabagnionego terenu. Zapytałem, czy da się przejść tą ścieżką. Powiedzieli, że jechać się nie da, ale owszem, przejść się da. Podstępne bestie. Co prawda trawa była wydeptana do połowy bagna, ale dość szybko połapałem się, że wody było tam dużo więcej, niż człowiek bez woderów byłbym w stanie pokonać pieszo. Co dopiero z rowerem?! Towarzyszka mojej podróży w pewnym momencie zapadła się w wodę ponad kolana i dopiero wtedy podjęliśmy decyzję o powrocie okrężną drogą. Człowiek sobie ufa losowo spotkanym istotom, a one go tu sprowadzają na manowce.
Zmęczony ale szczęśliwy.
ENG
Life is beautiful! I totally didn't expect what I saw today. In mid-May, for the third year in a row, I celebrated World Pumpkin Planting Day in Public Places. In casually planted a few pumpkin seeds in the ground. And what happened? And what? It grew! In the worst pile of rubble and debris, surrounded by wild dumps and places for burning cable by hobos.
I haven't been on a big walk in Katowice for a long time. I spent almost six weeks traveling, and before that, I was quite busy with illness. So, it turned out that since May, I haven't even passed by the place where my pumpkin has been growing all this time. These must be very good, powerful genes. Heatwaves, periods without rain, poor soil, passing trains, and a whole bunch of other adversities. And what? It grew!
I am overjoyed, not only because I might even get a harvest, but above all, I managed to prove that even sticking seeds in the ground makes sense. Next spring, I will adopt a completely different strategy. Instead of trying to occupy public lawns in the city center (which I tried year before), I will aim for wastelands and areas near the railway line. I will also use the law of large numbers, planting hundreds of seeds in the spring, and in the autumn, I will harvest at least one substantial pumpkin.
Two little ones have already formed, and another pair is almost there. It's quite late, and I might have preemies, but that doesn't really matter.
Back to work! Get inside and pollinate without hesitation! Such a big, yellow flower must attract attention. In a way, it co-evolved like this. And supposedly, bees really like pumpkins; rainwater and dew collect in the flowers, so they can drink. Besides, pumpkins have a long flowering period, so bees can collect pollen from them even in areas with low biodiversity, which downtown wastelands certainly belong to. Just imagine a bee returning to the hive after a whole day's work with empty tanks. There are no excuses there; the larvae must be fed. And so, that bee won't be fired from work.
The rest of the walk was also very enjoyable, although I slightly missed my mark and ended up in Murcki, which is practically the end of Katowice. Because of that, I only returned after 8 PM, and I practically spent the entire afternoon in the forest. Along the way, I encountered a few interesting things and some strange items that shouldn't be in the forest at all. Forest marketing, the Sachalin knotweed, trash, a tower of fire mages, and a mysterious kiosk that, according to legend, is only open during a lunar eclipse.
I'm also certain that while trying to find a shortcut on the way back, we encountered a utopiec with a siren carrying bicycles. They were walking along the path towards us, and we met near a swampy area. I asked if it was possible to go through this path. They said that riding through wasn't possible, but indeed, walking was possible. Cunning creatures. Although the grass was trampled down halfway into the marsh, I quickly realized that there was much more water there than a person without waders could traverse on foot. What about with a bicycle?! My travel companion at one point sank into the water up to above her knees, and only then did we decide to turn back the long way around. You trust random beings, and they lead you astray like this.
Anyway, I'm tired, but happy!