Po prawie tygodniu wietrznej pogody, sztormów i zachmurzenia, nad polskim wybrzeżem w końcu zrobiło się słonecznie. Smażenie w słońcu nie jest jednak takie samo, kiedy od czasu do czasu nie można wejść do wody się schłodzić. Czerwona flaga do poniedziałku. Bałtyk jak się okazuje to akwen kapryśny i co chwilę znajduje jakąś wymówkę przed przyjęciem spragnionych kąpieli wczasowiczów. Jeśli nie sinice to wicher, jak nie wicher to prądy wsteczne. Obecnie na topie są bakterie e.coli. Wiecie co to za bakterie? Fujka. Po weekendzie okaże się pewnie, że rozszczelniły się beczki z zatopioną w Morzu Bałtyckim bronią chemiczną...
Tylko czy ktoś to w ogóle monitoruje?
Wspomniany sztorm zrobił na mnie niesamowite wrażenie, nigdy nie widziałem czegoś takiego, praktycznie cała plaża została na chwilę pochłonięta przez wodę. Bałtyk nie oszczędził nawet namiotów z napojami, mimo obłożenia workami z piaskiem woda aż wylewała się na zewnątrz. Następnego dnia było wielkie suszenie i wyrzucanie na zewnątrz góry piachu. 8 osób pracowało nad tym do północy, akurat jak wyszedłem w nocy pobiegać widziałem jak kończą. Coś takiego zdarza się nie częściej niż raz na rok. Tylko mewy zdają się mieć na to mocno wyjebane.
Okazuje się, że pobyt w sanatorium jest bardzo po drodze z moimi potrzebami na drodze do zdrowienia. Inhalacje solankowe koją zatoki, po zajęciach gimnastycznych czuję kompletnie nową jakość bycia, morskie powietrze, jod, przyroda i te sprawy. Spacerki, zbieranie kamyczków, wypożyczony rower z odpadającym pedałem. Znalazłem bursztynek, zgubiłem bursztynek. Wypadł mi razem z wyciąganą z kieszeni chusteczką, akurat jak jechałem tym wybrakowanym rowerem. Szybko zahamowałem i kilkanaście minut spędziłem na poszukiwaniach. Chichrałem tylko pod nosem, "no debil, przyjechał nad morze i szuka bursztynu przy drodze". Bursztyn przepadł.
Jednym z moich niezmiennych zainteresowań jest też podsłuchiwanie losowych ludzi wokół. I tak na przykład małżeństwo w średnim wieku w sklepowej kolejce:
...a może kupimy to w tym magicznym sklepie? W tym Kapitanie chuju, kurwa
Innym razem, na plaży zasłyszałem rozmowę dwóch małych foliarzy:
-ten kamień to wygląda jak jakaś planeta, taka brązowa, która planeta jest brązowa?
-Neptun?
-nie, bardziej chyba Mars...a wiesz, że na Marsie była kiedyś Ziemia?! Żyły tam różne zwierzęta może. Ale w Marsa uderzył meteor i teraz jest brązowy jak gówno
Ludzie są fajni. No może poza jedną panią, która po zwróceniu jej uwagi, żeby nie karmić ptaków chlebem powiedziała, że wie, że im szkodzi, beztrosko przyznała, że nie chciała wyrzucać chleba do śmietnika (XD) i stwierdziła, że dobrze, ale to co już ma przygotowane to ptakom jednak da. Wakacje od myślenia, miejmy nadzieję. Przynajmniej dzieci się dobrze bawiły...
Jednak to wszystko to tylko dodatek. Najciekawszym aspektem pobytu w sanatorium jest dla mnie nawiązywanie znajomości z moimi współkuracjuszami. Jeszcze przed wyjazdem poczyniłem obserwację, że tak ogólnie w społeczeństwie mamy bardzo mało okazji do przełamywania barier międzypokoleniowych, ale to już temat na zupełnie oddzielny wpis.
[ENG]
After almost a week of windy weather, storms, and clouds over the Polish coast, the sun finally came out. However, sunbathing isn't the same when you can't occasionally go into the water to cool off. Red flag until Monday. The Baltic Sea, as it turns out, is a capricious body of water and keeps finding excuses to deny vacationers their desired swims. If it's not blue-green algae, it's the winds; if not the winds, it's the counter-currents. Currently, E. coli bacteria are on the rise. Do you know what bacteria those are? Disgusting. After the weekend, it will probably turn out that barrels of chemical weapons submerged in the Baltic Sea have leaked...
But does anyone even monitor this?
The mentioned storm made a tremendous impression on me; I had never seen anything like it. The entire beach was temporarily engulfed by the water. Wind was so strong I could barely stand The Baltic Sea spared no even beverage tents, despite being weighed down with sandbags, the water was still overflowing. The next day involved a massive drying out and tossing heaps of sand outside. Eight people worked on this until midnight; just as I went out for a run at night, I saw them finishing up. Something like this happens no more than once a year. Only seagulls seem to be completely unfazed by it.
It turns out that a stay at the sanatorium aligns perfectly with my healing needs. Saltwater inhalations soothe my sinuses, and after the exercise sessions, I feel an entirely new quality of being. The sea air, iodine, nature, and all those things. Strolls, collecting pebbles, a rented bike with a loose pedal. I found an amber gem, only to lose it later. It fell out of my pocket along with a tissue, just when I was riding that faulty bike. I quickly stopped and spent a dozen minutes searching for it. I chuckled to myself, "Well, you fool, you came to the seaside and you're searching for amber by the road." The amber was gone.
One of my constant interests is eavesdropping on random people around. For example, a middle-aged couple in line at the store showing at "Captain Mike" store:
-...or maybe we'll buy it at that magical store? In that Captain Dick store, kurwa
Another time, at the beach, I overheard a conversation between two little conspiracy theorists:
-This stone looks like some planet, kind of brown, which planet is brown?
-Neptune?
-No, probably more like Mars... Did you know, Earth used to be on Mars once?! Different animals might have lived there. But a meteor hit Mars, and now it's brown as shit.
I like people. People are awesome. Well, maybe except for one lady who, after being told not to feed the birds with bread, said she knows it's harmful but casually admitted she didn't want to throw the bread in the trash (XD) and stated that, well, what she already had prepared, she would still give to the birds. Vacation from thinking, let's hope so. At least the kids had a good time...
However, all of this is just an addition. The most intriguing aspect of the stay at the sanatorium, for me, is making connections with my fellow patients. Even before the trip, I observed that, generally in society, we have very few opportunities to break down intergenerational barriers, but that's a topic for a completely separate post.