Wczoraj na Book Clubie omawialiśmy "Przydrożne znaki" Ivo Andricia. Dziwna to książka - zbiór myśli, które autor zapisywał przez całe swoje życie. Czyta się to trochę jak "Alchemika" Coelho. Z tą tylko różnicą, że nie ma żadnej fabuły. Gdybym sam nie zaproponował tej książki, to pewno skończyłbym lekturę po 10 stronach. A szkoda, bo im dalej tym ciekawiej...
Cała ta sytuacja przedzierania się przez myśli Andricia przypomniała mi, że sam zawsze chciałem napisać książkę. Nigdy jednak nie zrealizowałem tego marzenia. Zawsze bowiem gdy zaczynałem myśleć, o tym, co mógłbym napisać to dochodziłem do wniosku, że nie mam nic ważnego do przekazania. Po co więc w ogóle zaczynać?
Paradoks tkwi w tym, że w ostatnich latach zamiast książki napisałem setki wpisów na blockchainie. Każdy z osobna nie ma zbyt wielkiej wartości, bo (z pewnymi wyjątkami) dotyczą one bieżących spraw. Łącznie jednak stanowią istotną dokumentację, która ma dla mnie dużą wartość. Bo po pierwsze, pozwala otworzyć procesy myślowe, przeanalizować różne pomysły, całą drogę ich realizacji. A po drugie pokazuje, że mimo rutyny wytyczonej przez dyżury w KBK nie ma dwóch takich samych miesięcy.
Jeśli więc chcę się przenieść w czasie nie ma lepszego sposobu niż przejrzenie starych spisów treści. Pozwalają mi one dostrzec całą dynamikę zmian. To z kolei pomaga w nabraniu odpowiedniego dystansu i perspektywy. Zwłaszcza w kontekście różnych życiowych decyzji. Cóż, rządowe dopłaty do kredytów może i kuszą, ale rzut oka na tytuły wpisów z ostatnich sześciu lat to swoisty kubeł zimnej wody. Gdyby końcem 2017 roku ktoś powiedział mi, że dwa lata później będę mieszkał w Krakowie, uznałbym to za mało prawdopodobne. Życie jednak często ma o wiele więcej fantazji niż my sami i trzeba się z tym liczyć (w każdym możliwym kierunku)...