Od 20 maja 2022 r. systematycznie publikuję fotografie rodziny Wierzbińskich, do których nie posiadam autorskich praw majątkowych. Zwrócił na to uwagę @leon112 i odesłał do ustawy, aby nie straszyć. Sęk w tym, że z prawem jest trochę jak z Biblią. Wyrywkowe cytowanie przepisów ustawy nie ma większego sensu.
Pamiętam naszą billboardową (German Death Camps) sprawę z 2006 roku, gdy przyszło pismo z jakiejś niemieckiej kancelarii, że nasza grafika z wąsem Hitlera narusza prawa autora okładki książki "On wrócił", bo tam też jest wąs. Jeden profesor powiedział, że naruszamy prawo i trzeba przeprosić, inni prawnicy że żadnego naruszenia nie ma. Racje mieli chyba ci drudzy, bo żaden pozew nie przyszedł. Wniosek: prawo to złożona materia. Nie trzeba go studiować (ja studiowałem), żeby to wiedzieć.
Wróćmy jednak do fotografii, które znalazły się w KBK. Ich autor nie żyje. Spadkobiercy - trudno stwierdzić. Jakimś sposobem znalazły się na dnie zawilgoconej piwnicy jednego z krakowskich biurowców. W Internecie nie znalazłem żadnych osób, których dane pasowałyby do tych, którymi dysponuję. Autora zdjęć znam i zawsze go podaję. Jest nim Jan Wierzbiński. Kto dysponuje prawami majątkowymi - nie wiem i nie mam jak tego sprawdzić. Są więc to tzw. "utwory osierocone". Czy mogę je udostępniać? Jeśli przyjmiemy, że jest to działalność związana z KBK, a konkretnie z działalnością edukacyjno-badawczą Fundacji Tradycji Miast i Wsi to tak. A zatem konsekwencje, o których nie wspomina @leon112 (żeby nie straszyć) raczej mi nie grożą. Nawet jeśli spadkobiercy się znajdą. W przypadku wątpliwości rozstrzygnie o tym sąd, nikt inny.
Oczywiście zawsze istnieje jakieś ryzyko (bo prawo opiera się o interpretację), jestem jednak gotów je podjąć. Uważam, że udostępnianie zasobów archiwalnych w Internecie jest jedną z największych zdobyczy XXI wieku. Dzięki temu dostęp do informacji jest bardzo łatwy. Mam nadzieję, że moje wpisy w przyszłości pozwolą dotrzeć do swoich korzeni zstępnym Jana Wierzbińskiego. Zresztą nie pierwszy raz. Przypomnę, że swego czasu @radomirgs za moją namową opublikował w blockchainie wspomnienia swojego dziadka, dzięki czemu mógł odnaleźć nieznaną gałąź swojej rodziny. Piękna historia.
A co na to regulamin Hive? - pyta @leon112, który zapewne widzi problem, w tym, że moje posty nie są "zdemonetyzowane". Przecież udostępniam zdjęcia, których nie jestem autorem.
Sęk w tym, że blockchain Hive nie ma żadnego regulaminu. Oczywiście są pewne przyjęte zasady, ale każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie. Indywidualnie, bo każdy swoim downvotem może zakwestionować zasadność nagrody. Takich sytuacji zresztą nie brakuje, zwłaszcza w przypadku plagiatów (ktoś podpisuje się pod twórczością kogoś innego) lub spamu.
W przypadku fotografii Jana Wierzbińskiego z pewnością byłby niezły zgrzyt, gdybym publikował je bez żadnego tekstu. Ale też nie do końca... Bo moim zdaniem to, co jest piękne w Hive to właśnie to, że można zostać wynagrodzonym za bardzo szeroki zakres aktywności. A zatem mógłbym dostać tokeny np. za podjęcie trudu zeskanowania, co jest czynnością dość żmudną. Jeśli ktoś sądzi inaczej, to zapraszam do @krolestwo na Biskupią 18. Skaner, komputer i 200 zdjęć czekają.
Sęk w tym, że tutaj trzeba było wykonać o wiele większą pracę. Kilka dni zajęło mi dokładne posegregowanie zdjęć i ich analiza. Może i była to swego rodzaju gra, ale jakoś nie było wielu chętnych, by w nią grać. O wszystkim, do czego udało mi się dojść piszę w swoich postach. To moim zdaniem robi różnicę. Tak jak jest różnica między postem, w którym ktoś wstawi link do YouTube'a z szerszym komentarzem lub bez niego.
Reasumując: nie widzę nic złego we wrzucaniu zdjęć, które są "utworami osieroconymi". Cieszę się też, że za pracę, którą wykonałem mogę zostać wynagrodzony choćby kilkoma tokenami. Nie ukrywam, że jest to czynnik, który mocno wpływa na motywację - na to, że chce mi się to w ogóle skanować i archiwizować. Możliwe, że praca ta będzie miała kiedyś dla kogoś szukającego swoich korzeni ogromną wartość. Na dziś dzień zdjęcia Wierzbińskiego mają po prostu wymiar edukacyjny, pokazują jak wyglądało życie w latach 50-tych i 60-tych. Płynie z nich też pewna nauka, ale o tym dopiero napiszę. Tak czy owak dzięki @leon112 za te uwagi. Nareszcie choćby jakaś namiastka dramy pojawiła się na Hive! Dawno tego nie było. A zawsze to jakiś dowód, że są tu żywi ludzie, a nie same boty...