Tydzień temu wybrałem się z @foggymeadow do Muzeum Narodowego w Krakowie na wystawę "WILNO, VILNIUS, VILNE 1918–1948. JEDNO MIASTO – WIELE OPOWIEŚCI". Dziś ostatni dzień, kiedy można ją zobaczyć. Czy warto? Myślę, że tak, choć mnie wystawa nie zachwyciła. Była ciekawa, aczkolwiek Wilno z pewnością zasługuje na więcej.
Przede wszystkim chodzi mi o pokazanie miasta jego klimatu. W opisie wystawy możemy przeczytać:
Obok znanych i wielokrotnie przedstawianych dzieł klasyków wileńskiej sztuki, m.in. Ferdynanda Ruszczyca, Jana Bułhaka, Ludomira Sleńdzińskiego, Bronisława Jamontta, Michała Rouby, Jerzego Hoppena, można zobaczyć także obrazy i grafiki młodszego pokolenia artystów, do którego należeli m.in. Joanna Karpińska, Hanna Milewska, Józef Horyd czy Hadassa Gurewicz-Grodzka.
Problem w tym, że wspomnianego Bułhaka było jak na lekarstwo a wystawę zdominowało malarstwo i grafika.
Moim zdaniem najmocniejszym punktem wystawy były obrazy Ludomira Sleńdzińskiego, który Wilno opuścił w 1944 roku (swoją drogą zamieszkał w Krakowie, gdzie został pochowany). Jego prace przykuwają uwagę nie tylko charakterystyczną formą, ale również dbałością o detale.
Ogólnie wystawa jest podzielona na 7 części: są różne widoki miasta, jest część poświęcona sporom polsko-litewskim i propagandzie, są portrety malarzy związanych z Wilnem, są miejsca symboliczne, jest też o awangardzie, o życiu codziennym i pożegnaniu z miastem w czasach powojennych.
Wizerunki Wilna
Portrety i autoportrety artystów tworzących w Wilnie
Miejsca symboliczne
Awangarda
Życie codzienne
Pożegnanie i nostalgia
I to by było na tyle. Łącznie wystawa to 270 prac w tym: 71 obrazów, 106 prac na papierze i grafik, 5 rzeźb, 47 fotografii, 23 książki, 6 medali pamiątkowych oraz materiały archiwalne.