Państwo na blockchainie

in #polish5 days ago

24 lata temu założyłem własne państwo - Księstwo Gotzlandii. Nazwa nawiązywała do mojej rodzinnej miejscowości, Goczałkowic (po niemiecku Gottschalkowitz). Południową część wioski objąłem nawet protektoratem. Był to tzw. Protektorat Nadornu. Teren idealnie nadawał się do gier terenowych. Lasy, łąki, stawy, w tle góry Beskidu Śląskiego. Od lipca 2002 roku w ramach działalności państwowej organizowałem tam larpy. Takie były początki.

Obywateli rekrutowałem głównie w mojej szkole oraz w raczkującym wówczas Internecie. W szczytowym okresie było ich ponad 50. Pracowaliśmy nawet nad własnym językiem. Nigdy jednak nie został dokończony, bo w 2007 roku uznałem, że najwyższy czas przestać tracić czas na głupoty i abdykowałem. Głównym powodem było jednak to, że od samego początku nie trzymało mi się to przysłowiowej kupy. Gotzlandia nie była bowiem typową mikronacją. Ani w rozumieniu polskim, ani zagranicznym.

Pierwszy larp w Protektoracie Nadornu, 2002.

Pierwszy larp w Protektoracie Nadornu, 2002.

W czasie, gdy powstawała Gotlandia, czyli w 2001 roku, mikronacje w Polsce raczkowały. Było Królestwo Dreamlandu, założone w 1998 roku i nowo powstałe Cesarstwo Leblandii (2001). Były to jednak v-państwa, czyli twory całkowicie wirtualne, z wyimaginowanymi granicami i terytorium. Nie ukrywam, że ta koncepcja nigdy specjalnie mnie nie pociągała. Interesowały mnie natomiast takie przypadki jak Księstwo Sealandii (ang. Principality of Sealand) - quasipaństwo założone w 1967 roku na opuszczonej platformie z czasów II wojny światowej przez Roya Batesa, który ogłosił się księciem.

Od polskich mikronacji (państw wirtualnych) początku XXI wieku wiało nudą. Zagraniczne zwykle miały w tle niesamowite historie. Zwłaszcza te z dawniejszych czasów. Ot, na przykład Republika Wyspy Róż założona w 1968 roku w okolicach Rimini, ale już na wodach międzynarodowych. Zaledwie po kilku miesiącach istnienia została zaatakowana i zniszczona przez Republikę Włoską. To jest historia!

Potem były już tylko marne powtórki. Na przykład Liberland proklamowany w 2015 roku na terenie przygranicznym między Serbią a Chorwacjąw przez Czecha Víta Jedličkę. W 2015 roku również Polska doczekała się swojej mikronacji we właściwym tego słowa znaczeniu. To Królestwo Kabuto, założone przez Mieszka Makowskiego na jego prywatnej działce w gminie Wolanów, około 25 km na zachód od Radomia. W świetle prawa międzynarodowego nie trzyma się to kupy, ale na bezrybiu i rak ryba, więc polskie media rzuciły się na ten temat i sporo się o nim rozpisywały. Nawet własnego shitcoina wypuścili. Minęła jednak dekada i z początkowego zapału chyba niewiele zostało. Strona Królestwa padła. Na Facebooku post pojawia się raz na rok, w najlepszym wypadku raz na kwartał. Ale jakoś mnie to nie dziwi.

Ostatni (organizowany przeze mnie) larp w Protektoracie Nadornu, 2006.

Ale dlaczego w ogóle o tym piszę? Otóż 19 stycznia minie 10 lat od proklamowania Królestwa Bez Kresu. Tak się składa, że KBK nie miało nigdy ambicji by być mikronacją. W praktyce jednak bardziej ją przypomina niż takie Kabuto. Głównie dlatego, że żyje. Rycar jest w użyciu. Uchwalane jest prawo. Ma nawet funkcjonujące Muzeum. I wciąż są tereny do ekspansji (np. piwnica).

Analizując temat mikronacji dochodzę do wniosku, że możemy je podzielić na trzy grupy:

  • mikronacje, które mają ambicje, by być państwami, mimo iż szanse są niemal zerowe, bo nikt ich nie chce uznać (np. Liberland),
  • mikronacje wirtualne, które są tylko zabawą w państwo (np. polskie v-państwa)
  • mikronacje, które ogłosiły symboliczną niepodległość na jakimś terytorium, ale nawet nie starają się o uznanie, bo wiedzą, że to bez sensu.

Do ostatniej grupy zaliczyłbym Republikę Zarzecza w Wilnie, Christianię w Kopenhadze lub włoską Seborgę. "Państwa" te wyrosły z lokalnej społeczności. Nie starają się o międzynarodowe uznanie. W praktyce ich "niepodległość" jest świetnie skrojonym marketingiem, który je wyróżnia na tle innych dzielnic lub miejscowości. Myślę, że takie podejście mogłoby się sprawdzić w KBK.

W najbliższym czasie zamierzam więc podrążyć ten temat. Obecnie czytam książkę Macieja Grzenkowicza "Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone". Za jakiś czas planuję zorganizować o tym spotkanie lub nawet cykl, bo chciałbym również przeprowadzić dyskusję na temat filmu "Wyspa Róży".

Mikronacje to temat ciekawy również kontekście Hive. Platforma blockchainowa to idealne środowisko to działania takich projektów. Gdybym miał coś takiego pod ręką zakładając Gotzlandię, to bez wątpienia bym skorzystał. No ale w 2001 roku nikt nawet nie śnił o własnych coinach...

Sort:  

Great job! Keep up the good work! 👏 !STRIDE (Comment !STOPSTRIDE to stop receiving upvotes & STR)

@tipu curate 8