O Wojtku z Zanzibaru praktycznie nie wiedziałem nic. Coś mi się tam kiedyś obiło o uszy (lub oczy). Więcej dowiedziałem się o nim wczoraj z rozmowy na kanale Zero. I zapewne na tym bym poprzestał, ale w programie padło magiczne słowo... "coin". To skłoniło mnie to obejrzenia trzyodcinkowego serialu "Król Zanzibaru". I choć ostatnio na seriale kompletnie nie mam czasu, to dla tego postanowiłem zrobić wyjątek. Uznałem, że może to być bardzo ciekawe case study. I tak też było.
O czym jest film? O Wojtku Ż. - wizjonerze, który wyjechał na Zanzibar i skutecznie potrafił sprzedać rodakom swoją wizję polskiej kolonii na rajskiej wyspie. Na pniu sprzedał jakieś 100 domów. Kilka z nich nawet wybudował. Reszta pozostała niezrealizowanym planem. Pieniądze od inwestorów wyparowały i teraz szukaj wiatru w polu. Do tego dochodzą turyści, którzy wykupili wycieczki, na które nie pojechali. A właściwie to kupili "pili coiny", za które te wycieczki mogliby kupić, gdyby nie exit scam. Ot, historia jakich wiele. Podobna zresztą do niedawnej sprawy alkoholowych biznesów Janusza P.
Gdy więc zastanawiamy się dlaczego tak trudno przyciągnąć ludzi na blockchainową platformę, to być może jest to jeden z powodów. Dla wielu osób pierwszym skojarzeniem jakie będą mieli z jakimikolwiek coinami to będzie scam. Krypto nie ma dobrej prasy. A sytuację komplikuje fakt, że przekrętom Wojtka z Zanzibaru towarzyszyły też działania dobroczynne. W praktyce więc dla wielu osób budowanie studni w Ghanie przez Hive nie będzie wcale uwiarygadniającym argumentem. Myślę, że warto mieć to na uwadze.
W drugim odcinku padają słowa: "Na początku nikt nie rozumiał tego pomysłu z Pili Coinami. Do dziś tego nie rozumiem." Wypowiada je stary Niemiec, który wynajmował Wojtkowi Ż. lokale. Myślę, że reprezentuje on całkiem dużą grupę ludzi, którzy mają dość ograniczony horyzont myślowy i widzą w tokenizacji jedynie skuteczny sposób na okradanie ludzi. Tymczasem, jak chyba każde narzędzie, tokeny można wykorzystać do różnych celów. Oczywiście, nie jest trudno przeszarżować, ale mimo wszystko ja zauważam wiele potencjalnych korzyści z tokenizacji. Również w takim biznesie jak turystyka na Zanzibarze.
Nie wiem czy uda się kiedyś odczarować ten temat. Stara się to robić @krolestwo. Siła złego PR-u przekręciarzy jest jednak duża. Szkoda, bo moim zdaniem tokenizacja jest bardzo logiczna. Przede wszystkim poszerza pole możliwości i daje większą kontrolę nad przekazanymi środkami. Poniżej dwie sytuacje, które pokazują w czym rzecz. Jedna hipotetyczna, druga realna.
SYTUACJA 1: Prowadzimy akcję na Facebooku, w ramach której wynagradzamy ludzi za ich lajki i komentarze. Mamy na to 1000 zł. Pula ta trafia do ludzi. Jaki mam wpływ na to, co ludzie z tymi pieniędzmi zrobią? Żaden. Prawdopodobnie z tego tysiąca ani złotówka nie wróci do KBK.
SYTUACJA 2: Prowadzimy akcję na Facebooku, w ramach której wynagradzamy ludzi za ich lajki i komentarze. Mamy na to 1000 zł. Za kwotę tę kupuję towar, a ludziom rozdaję tokeny. Za tokeny mogą dostać towar. Sęk w tym, że... 1) nie muszę tego towaru kupować od razu, mogę kupić tylko część za 200 zł, a resztę trzymać na lokacie i wyciągać gdy zajdzie taka potrzeba, 2) do towaru dodaję marżę, w efekcie wydaję nie 1000 zł lecz 500 zł.
W pierwszych miesiącach KBK w Rzeszowie mieliśmy taki zeszyt. Każdy kto brał dyżur wpisywał tam godziny. Założenie było takie: jak będzie duża nadwyżka, to podzielimy ją między dyżurnych. Nigdy do tego nie doszło, bo zamiast nadwyżki był permanentny deficyt. W Krakowie dzięki tokenizacji ludzie otrzymywali rycary za swój wolontariat już od pierwszego dnia. I choć w teorii każdy wolałby PLN niż RCR, to jednak w praktyce lepsze 100 RCR w garści (czytaj: depozycie) niż 0 PLN na dachu. No i taki właśnie problem rozwiązują tokeny.