Wczoraj był fajny dzień – dzień dobrych wiadomości.
Może w końcu będzie nam trochę łatwiej, bo na ogół przepychamy się z codziennością i wiecznie mamy pod górkę. Może przez nasze życiowe cumulusy przebije się trochę słońca 😉
I jeszcze wczoraj nastawiłam słój ogórków bo moja rodzina znienacka stała się fanklubem małosolniaków 😊
Miesiąc temu zmieniłam pracę i wciąż jeszcze nie wiem czy to dobrze. Sama decyzja o zmianie była słuszna, bo udało mi się wyrwać z bardzo toksycznego środowiska. Ale czy wybrałam dobrą drogę? Tego jeszcze nie wiem. Dokonałam drastycznej zmiany, bo robię teraz zupełnie coś innego i z jednej strony było mi to bardzo potrzebne, bo miałam już symptomy wypalenia zawodowego. Z drugiej jednak – gdzieś z tyłu głowy tłucze się myśl, że być może to jednak nie miejsce dla mnie.
Z plusów – przemieszczam się transportem mieszanym - trochę autem, a trochę tramwajem. W komunikacji publicznej jest czas na czytanie książek. Poza tym mam lżejszą głowę, więc i w domu, po godzinach, czytam chętniej. Na pisanie też trochę więcej czasu.
Z tym czytaniem w tramwaju, to dziś niestety musiałam się przenieść na drugi koniec pojazdu.
Nie znoszę, doprawdy nie mogę zdzierżyć głośnego rozmawiania przez telefon w miejscach publicznych. Jaki potworny brak kultury zapanował w narodzie!
Zrozum człowieku, że pasażer jadący obok Ciebie może mieć kiepski dzień, może go boleć głowa, może chce po prostu odpocząć z głową przy szybie, może chce poczytać wiadomości albo książkę (to ja!!!), a może po prostu nie ma ochoty słuchać Twoich głośnych wynurzeń o tym co piłeś na grillu u kumpla w weekend i jak bardzo się nawaliłeś.
Drugie miejsce, które przyprawia mnie o palpitacje serca - supermarket. Za każdym razem natykam się na klientkę przy kasie (niestety, zdecydowanie w większości to kobiety!), która przygarbiona niczym Quasimodo, przytrzymując telefon brodą i ramieniem, usiłuje jednocześnie ładować zakupy do cienkiej sklepowej siateczki i płacić kartą, nie przerywając przy tym słowotoku, a kasjerki nie zaszczycając ani jednym słowem, ani spojrzeniem.
Jestem wychowana w kulturze "dzień dobry", "do widzenia", "dziękuję" i "przepraszam". Od małego brzdąca nauczona, że kiedy wchodzi się do sklepu, do fryzjera, do banku, do szkoły - mówi się "dzień dobry". Jest to dla mnie tak naturalne jak oddychanie. Lubię szanować drugiego człowieka. Lubię przywitać się i pożegnać kulturalnie z panią, która tkwi przy kasie od kilku godzin. Lubię pokazać, że ją dostrzegam i doceniam jej pracę.
Odklejmy telefony od bród, uszu i palców, przynajmniej na chwilę. Nie wierzę, że nie możemy poczekać 10 minut z rozmową telefoniczną i spokojnie zrobić zakupów, a przy wyjściu życzyć pani kasjerce miłego dnia.
Źródło: pixabay.com