Kampania wyborcza nareszcie się kończy, choć posłowie i niedoszli posłowie długo nie pozwolą o sobie zapomnieć. Nawet tym, którzy polityką się nie interesują i wolą pójść na spacer zamiast słuchać cyrkowców z Wiejskiej.
Midjourney
Wszystko przez banery, które atakują nas na każdym kroku. Odwracają uwagę kierowców, straszą dzieci i psy, które na memicznych filmach obszczekują płoty obwieszone parszywymi mordami.
Kiedyś Prezydent RP przyjechał do mojego miasta. Oczywiście w ramach kampanii wyborczej. Wyobraźcie sobie, że każdego liścia zagrabili, a na ulicy (jak nigdy) nie było żadnego śmiecia.
Politycy przyjeżdżąją tu wyłącznie przed wyborami. Co za przypadek! Nagle interesują się, jak to ciężko prowadzić lokalny sklep i jak dobrze rozwija się duży zakład produkcyjny. A gdzie byliście wcześniej?
To zabawne, że władza na dwa tygodnie przed tym wielkim dniem przypomniała sobie, że ponoć prozachodnie partie chcą tu wpuścić nielegalnych imigrantów. To nic, że chwilę wcześniej można było kupić polską wizę na straganie w Nigerii.
Festiwal hipokryzji trwa w najlepsze. Licytują się na obietnice socjalne, nie patrząc na dług publiczny. Według niektórych polityków budżet jest studnią bez dna. Są jak dzieci, które proszą mamę o 5 zł.
Niestety niektóre obietnice będą spełnione ze szkodą dla przedsiębiorców i pracowników, którzy opłacą częśc tych wydatków we składkach zusowskich i podatkach. No bo chyba nie wierzycie, że dostaniemy reparacje od Niemców? Ja wierzę, dokładnie tak, jak w powrót wraku Tupolewa ;)
I wezmę udział w tym cyrku, głosując, bo nie chcę, by ktoś zagłosował za mnie. Poza tym nie miałbym moralnego prawa narzekać. Natomiast nie wezmę udział w referendum, gdyż to kampania partyjna w dniu ciszy wyborczej. A wystarczyło dać każdej partii zadać po jednym pytaniu i miałoby to jakiś sens.