4 czerwca złamałem nogę. Złamałem - to mało powiedziane, kość piszczeli lewej nogi rozpadła się na kilka części tuż przy samej górze, przy kolanie. Stało się to podczas jazdy na skuterze. Dlaczego zacząłem jeździć skuterem, to osobna historia, ale zacząłem. Podoba mi się to i jeszcze do tego wrócę. W każdym razie wracałem wieczorem z kursu języka norweskiego w miejscowości odległej o prawie 40 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania (Asker - wschodnie Oslo). Tak się w końcu złożyło, że po 8 latach pobytu w tym kraju dostałem szansę wreszcie udoskonalić mój "Kali mówić" norweski bez ponoszenia kosztów finansowych.
Jechałem w deszczu, nawierzchnia była mokra. W pewnym momencie musiałem przyhamować. Nie wiem, czy zabrakło mi wyczucia czy z jakiego powodu nacisnąłem hamulec zdecydowanie zbyt mocno niż było to konieczne. Skuter zaczął wpadać w poślizg, stał się niestabilny, zaczął się bujać na boki. Łapałem równowagę i nawet ją złapałem, ustabilizowałem maszynę, ale robiąc to uderzyłem lewo stopą o jezdnię w momencie, gdy skuter przechylał się w lewo. Poczułem ból. Zjechałem na pobocze, zatrzymałem się i stwierdziłem, że jest grubo - nie bardzo mogę ruszyć tą nogą w kolanie. Po chwili postanowiłem zejść ze skutera, ale skończyło się to upadkiem na chodniku. Leżałem tak chwilę i zaczęły się zatrzymywać samochody. Ktoś wezwał pogotowie. Wcześniej przyjechała policja, zebrali moje zeznania, stwierdzili, że nie mam alkoholu w wydychanym powietrzu. Zebrali moje graty, żebym je zabrał ze sobą na pogotowie i zabezpieczyli skuter, mówiąc, że może w tym miejscu stać zaparkowany. Przyjechało pogotowie i zabrali mnie na legevakt w Bærum. Tam spędziłem kilka godzin, zrobili mi RTG, założyli mi półskorupę z gipsu, żeby zabezpieczyć uraz i około 3 w nocy przetransportowano mnie do szpitala w Lørenskog, gdzie podobno podlegam ze względu na miejsce zamieszkania.
Jestem aktualnie 12 dni po operacji i szósty dzień w domu. Na zdjęciu widać, że zostałem cyborgiem. Tyle metalu jest w mojej nodze.
Operacja była skomplikowana. Nie polecam łamania nóg, zwłaszcza w taki sposób, ale polecam norweskie szpitale. Naprawdę ludzie (personel) tam są przyjaźni, opiekuńczy, zainteresowani pacjentem, a zarazem profesjonalni. Przynajmniej w Lørenskog, ale przypuszczam, że w innych szpitalach jest podobnie. I do tego świetnie karmią.
Przykładowe posiłku w szpitalu: | |
---|---|
No, ale w końcu, po 2 tygodniach trzeba było wreszcie wyjść. Pożegnałem się z pielęgniarkami i dzięki mojemu niezawodnemu kuzynowi dostałem się do domu. Z racji, że mieszkam na samej górze domu (2 piętro po polsku), misja wejścia na szczyt była ekstremalna i opierała się na pośladkach oraz mięśniach tricepsa przy jednoczesnym osłabieniu pooperacyjnym.
Gipsu nie mam, sama konstrukcja metalowa ma trzymać kość w całości. Rokowania są takie, że jeśli będę ćwiczył i pracował, to za 2-3 miesiące zacznę (ostrożnie i powoli) chodzić bez kul. Odzyskanie możliwej, maksymalnej sprawności do 6 mcy, ale czasem i rok. Przy czym, wg ortopedy nigdy ta noga już nie bedzie tak sprawna jak wcześniej i mogę zapomnieć np. o bieganiu albo sporcie (czyli o szermierce historycznej czy ewentualnych sztukach walki, ale i tak miałem już przeszkodę w postaci zespołu cieśni nadgarstka).
Zobaczymy jeszcze jak z pracą, bo 10 lat temu rzuciłem pracę umysłową dla fizycznej i tę drugą cenię wyżej - o ile nie trafi się akurat jakaś lipna, polegająca na gonitwie i przeciążaniu pracownika, ale przez ostatni rok miałem fajną pracę z fajnymi ludźmi i mam nadzieję, że jeszcze do niej wrócę. Praca fizyczna utrzymuje ciało w sprawności i dającej satysfakcję sile, a jednocześnie zostawia "zasoby umysłowe" wolne i do własnej dyspozycji po pracy. Dlatego przez ostatnią dekadę jak sądzę bardzo się rozwinąłem pod kątem wiedzy ogólnej i załapałem różne nowe "zajawki", jak i odświeżyłem niektóre stare. Po pracy umysłowej nie miałem już za bardzo sił na zainteresowania i samorozwój, zwłaszcza, że skupiałem się na maksymalnej realizacji premii, żeby finansowo dotrwać do następnej wypłaty w tym cyrku, który narzucony został naszej biednej ojczyźnie.
Obecnie jest dość ciężko. Noga ma bardzo niewielką ruchomość, moje poruszanie się po domu jest bardzo utrudnione. Trochę chodzę o kulach, ale przychodzi mi to na razie z dużym wysiłkiem. W zasadzie spędzam dnie w łóżku, bo nawet siedzenie na dłuższą metę jest wyczerpujące i bolesne (ale wdrażam). Zresztą muszę też pamiętać o przeciwdziałaniu powstaniu zespołu Sudecka (znam z autopsji u kogoś z rodziny), więc noga musi być wysoko przez większość czasu. Priorytety na najbliższe tygodnie to doprowadzić nogę, by się prostowała w kolanie, żebym ją podnosił swobodnie podczas leżenia oraz usprawnienie się w chodzeniu o kulach (wytrenowanie tego). Oprócz tego przeprowadzam, jak mawiają koledzy chodzący na siłownię, "redukcję" (masy), co mi dodatkowo pomoże w zwiększaniu mobilności.
Czeka mnie dużo pracy nad opornym ciałem, trochę bólu, ale też dostanę nieco wolnego czasu, który być może uda mi się spożytkować.
PS. zasadniczą część tekstu napisałem 4 dni temu, teraz go uzupełniłem i rozszerzyłem. Noga dalej jest dętka, ale wracają powoli siły, trochę więcej siedzę, jeżdżę po domu na fotelu biurowym, nawet gotuję, poruszam się nieco sprawniej o kulach i śpię nieco lepiej, bo udaje się czasem nawet w innej pozycji. Udało mi się zważyć - schudłem 7 kilogramów od wypadku. Jeszcze 11 kg brakuje mi do setki, którą uznałem za optimum. Walka trwa!