Bombel sam narysował na rysowance u Babci, i wprawdzie on nie wiedział co narysował, ale dla mnie nie ma wątpliwości: ślimak jak żywy! Ma chłopak talent po Mamusi :D
Wtorek fajny, przedszkole, po przedszkolu do Babci, standardzik.
Gorzej w nocy, bo zaatakowała Młodego gorączka. Chyba pierwsza infekcja przedszkolna. I tak się długo trzymał, bo z tego co słyszałam, to w grupie był już chorobowy pogrom.
Dla mnie oznacza to dwa kłopoty:
- Wprowadzenie reżimu chorobowego, czyli jak odgrodzić Dzidzię od chorego Bombla;
- Pożegnanie z treningami, planowałam zrobić jeszcze dwie jednostki treningowe w tym tygodniu, ale najwyraźniej mi to nie jest pisane. I mądre słowa pt. "wszystko jest kwestią organizacji" można sobie schować gdzieś, bo ja zorganizowana jestem wspaniale, ale nie umiem powstrzymać Bombla przed wspinaniem się na mnie kiedy trenuję, a nie chcę, żeby oberwał hantlem albo kopniakiem przy machaniu nogami. Tak więc niestety.
A z resztą życiowych zadań doskonale sobie poradzimy :)
Bombel drew it himself on the drawing board at Grandma's, and although he didn't know what he drew, there's no doubt in my mind: the snail is real! The boy has the talent of Mommy :D
Tuesday was great, kindergarten, after kindergarten to Grandma's, standard.
It was worse at night, because the little one got a fever. Probably the first kindergarten infection. And he held on for a long time, because from what I heard, there was already a sickness pogrom in the group.
For me, this means two problems:
Introducing a sickness regime, or how to separate Baby from sick Bombel;
Goodbye to training, I planned to do two more training units this week, but clearly I'm not meant to. And wise words entitled "everything is a matter of organization" can be hidden somewhere, because I am wonderfully organized, but I can't stop Bombel from climbing on me when I train, and I don't want him to get hit with a dumbbell or a kick when swinging his legs. So unfortunately.
And we will cope with the rest of life's tasks perfectly :)