Dziesięć miesięcy wakacji to aż nadto. Czy rzeczywiście, zgodnie z intencją udało mi się w tym czasie popracować na zdrowiem? I tak i nie. Morskie powietrze, suplementy, herbatki ziołowe, lecznicze grzyby, kortykosteroidy, powrót do ćwiczeń, podróże i inspiracje na pewno zrobiły swoje, odzyskałem siły. Do tego dzięki konkretnemu alergologowi jestem na ostatniej prostej do nowoczesnej terapii, która na 90% absolutnie wyłączy wszystkie moje objawy ze strony układu oddechowego. Z drugiej strony mój układ odpornościowy wyczynia jakieś cuda. Liczę, że magiczne zastrzyki z programu lekowego B44 w końcu przyniosą jakąś poprawę, no bo nie można przecież cały czas chodzić zasmarkanym. Do tego czasu staram się na spokojnie przyjmować swoje objawy. Choroba ma swoją mądrość, to ja na razie jestem zbyt głupi, żeby ją zrozumieć.
Pracy szukałem już od września, jak tylko wróciłem z nad morza, bardzo chciałem zająć się czymś nowym i poświęciłem wyjątkowo dużo czasu na tworzenie indywidualnie dopasowanych CV i ogólne poszukiwania. Ostatecznie wyszło tak, że wróciłem za kierownicę auta dostawczego. Tym razem już na lepszych warunkach niż 3 lata temu, kiedy ostatnim razem pracowałem jako kierowca. Zarabiam nieco więcej, nie ma już tych szalonych 20-sto godzinnych tras. Firma w której obecnie pracuje zatrudnia około 200 kierowców, i przy tej skali nie mogą sobie pozwolić na ryzykowne zachowania.
Obecnie piszę z hotelu pod Paryżem, utknąłem tutaj na weekend, bo francuskie przepisy wymagają, aby kierowcy od czasu do czasu odpoczęli. Mniejsze firmy liczą na fart, a ewentualne mandaty wrzucają sobie w koszty. Jest też druga strona medalu. Nigdy w życiu nie wypełniałem tak wiele dokumentów przy przyjęciu do pracy, a ilość procedur, z których niektóre się dublują potrafi przygnieść. To wszystko przy pobieżnym i ogólnym szkoleniu, którego treść najwyraźniej wcale nie była ustalana przez 3 różne osoby, które je przeprowadzały. No i przecież "Pan już na busach jeździł, Pan wie o co chodzi w transporcie międzynarodowym".
Lubię prowadzić samochód, lubię przemieszczać się z miejsca na miejsce, lubię nowe, niespodziewane okoliczności. I zanim będzie mnie stać na prowadzenie podróżniczego życia w vanie, to jest to pewna namiastka, a przy okazji coś tam zarabiam. No i mam umowę o pracę. Pociągnę to pewnie kilka miesięcy, zanim nie zorientuję się, na ile korzystniejsze byłoby realizowanie zleceń na samozatrudnieniu. Teraz jestem na wyjeździe, który będzie trwał 4-5miesięcy, i tak jak zimą jest to jeszcze w miarę komfortowe, tak na pewno nie jest to opcja długoterminowa. Widziałem firmy oferujące współpracę B2B na wyjazdy na 1-2dni. Do tego wtedy jeździłbym, akurat tyle ile bym potrzebował w danym momencie. Na razie potrzebowałem już czegoś na szybko.
Praca za kółkiem stanowi dla mnie świetny balans wysiłku fizycznego i mentalnego. Ze wszystkich miejsc, w których pracowałem, najbardziej zmęczony byłem po pięciu godzinach wchodzenia w korporacyjne drzewko algorytmów postępowania z ludźmi. Praca była relatywnie prosta, chodziło o potwierdzanie autentyczność informacji zawartych w weryfikowanych CV. Moja energia mentalna była absolutnie wydrenowana, nie miałem ani siły, ani ochoty na zgłębianie własnych zainteresowań Aktywny wypoczynek zrozumiałem już wcześniej, ale dopiero wtedy pojąłem "ogłupianie się" przed ekranem. Reset.
Z drugiej strony po wykonywaniu pracy fizycznej, nie miałem absolutnie siły na wycieczki do lasu, jazdę na rowerze czy spacerki. Też niedobrze. Do tego warunki pracy na budowach czy w firmie zajmującej się sprzedażą drewna kominkowego na pewno nie sprzyjają astmatykom. Praca elektryka była o tyle ciekawa, że angażowała zarówno umysł, jak i ciało, co kończyło się dość satysfakcjonującym rodzajem zmęczenia. Gdyby tylko nie ten pył.
Czasami się zastanawiam, czy nie bawiłbym się w życiu lepiej, gdybym obrał sobie jakiś konkretny kierunek do podążania. Swobodnie mogłem iść na przykład na medycynę i zaglądać teraz ludziom w różne otwory ciała. Mogłem też teoretycznie zostać naukowcem i robić karierę na uczelni, od gimnazjum słyszałem od nauczycieli, że byłbym dobrym badaczem. Ależ frustrowałbym się wtedy wszystkimi ograniczeniami związanymi z procedurami. Wybrałem sobie inny pomysł na życie zawodowe, po studiach uznałem, że mój zawód jeszcze nie istnieje i muszę go sobie wymyślić. A to trwa. Tymczasem za coś trzeba jeść, freeganizm ostatnio stał się bardzo konkurencyjnym sportem, a krypto to na razie plan inwestycyjny na przyszłość, może emerytura, tych środków więc nie ruszam. Nie przemawia też do mnie budowanie sobie tożsamości w oparciu o wykonywany zawód, wydaje mi się, że w XXI wieku to dość ryzykowna akcja.
Jeżdżąc po Europie mam swobodę zatrzymania się przy lesie i dość czasu aby go schodzić. Zbieram sobie grzyby i doceniam jakość aparatu w służbowym smartfonie. Miła odmiana po prawie pół roku z telefonem zastępczym. W weekendy mogę zorganizować sobie większe zwiedzańsko, podczas jazdy swobodnie mogę słuchać sobie ulubionych podkastów, a kuchenka turystyczna pozwala mi żywić się w miarę przyzwoicie. Pozostaje jeszcze wygospodarować sobie czas i miejsce na ćwiczenia. Na razie robię pompki na pace.
I jeszcze jedno, zima na zachodzie Europy jest łagodniejsza niż w Polsce. Doceniajmy prąd zatokowy, póki jeszcze go mamy.
[ENG]
Ten months of vacation is quite a lot. Did I really manage to work on my health during this time, as intended? Yes and no. The sea air, supplements, herbal teas, medicinal mushrooms, corticosteroids, returning to exercise, travels, and inspirations certainly had their effect, and I regained my strength. Additionally, thanks to a super allergologist, I am on the final stretch to modern therapy that will likely eliminate 90% of all my respiratory symptoms. On the other hand, my immune system is performing some weird actions. I hope that the magical injections from the B44 drug program will finally bring some improvement, as one cannot walk around with a runny nose all the time. Until then, I try to accept my symptoms calmly. The disease has its wisdom; I am currently too ignorant to understand it.
I've been looking for work since September, as soon as I returned from the Polish seaside. I really wanted to do something new and spent a lot of time creating individually tailored resumes and general job searches. In the end, I ended up back behind the wheel of a delivery van. This time, under better conditions than three years ago when I last worked as a driver. I earn a bit more, and there are no crazy 20-hour routes anymore. The company I currently work for employs about 200 drivers, and at this scale, they cannot afford risky behaviors.
I'm currently writing from a hotel near Paris, stuck here for the weekend because French regulations require drivers to take breaks from time to time. Smaller companies rely on luck, and any fines are considered part of the costs. There is also another side to the coin. Never in my life have I filled out so many documents when starting a job, and the number of procedures, some of which duplicate each other, can be overwhelming. All this with a brief and general training, the content of which apparently was not agreed upon by the three different people who conducted it. And, of course, "Sir, you've driven trucks before, you know what it's like in international transport."
I enjoy driving, moving from place to place, and facing new, unexpected circumstances. And until I can afford a nomadic life in a van, this is a kind of substitute, and I earn something along the way. Oh, and I have a job contract, which is not a standard in this business. I'll probably endure it for a few months before realizing how much more beneficial it would be to take on assignments as self-employed. Right now, I'm on a 4-5 weeks trip, and while it's relatively comfortable in winter, it's certainly not a long-term option. I've seen companies offering B2B cooperation for 1-2 day trips. Then I would drive just as much as I wanted at the time. For now, I needed something quickly.
Driving provides a great balance of physical and mental effort for me. Of all the places I've worked, I was most exhausted after five hours of delving into corporate algorithms. The work was relatively simple, confirming the authenticity of information in verified CVs. My mental energy was completely drained; I had neither the strength nor the desire to delve into my own interests. I understood the importance of active recreation earlier, but only then did I realize the "dumbing down" in front of the screen. Reset.
On the other hand, after doing physical work, I had absolutely no strength for walks in the forest, bike rides, or strolls. Also not good. In addition, working conditions on construction sites or in a company dealing with the sale of firewood are certainly not conducive to asthma sufferers. The work of an electrician was interesting in that it engaged both the mind and body, resulting in a satisfying kind of fatigue. If only it weren't for the dust.
Sometimes I wonder if I would be better off in life if I chose a specific direction to follow. I could have easily gone into medicine, peeking into various body cavities now. I could have theoretically become a scientist and built a career at a university; since middle school, teachers told me I would be a good researcher. But I would be frustrated with all the limitations associated with procedures. I chose a different idea for my professional life, and after graduating, I realized that my profession didn't exist yet, and I had to invent it. And it takes time. Meanwhile, one has to eat; freeganism has recently become a very competitive sport, and crypto is currently an investment plan for the future, perhaps for retirement, so I don't touch those funds. Building one's identity based on the chosen profession doesn't appeal to me either; it seems like a risky move in the 21st century.
Traveling across Europe gives me the freedom to stop by the forest and enough time to explore it. I gather mushrooms and appreciate the quality of the camera in the company smartphone. A nice change after almost half a year with a temporary phone. On weekends, I can organize more extensive sightseeing trips. During the drive, I can freely listen to my favorite podcasts, and the camping stove allows me to eat reasonably well. I just need to find time and a place for exercise. For now, I do push-ups on the loading space.
And one more thing, winters in Western Europe are milder than in Poland. Let's appreciate the gulf stream while we still have it.