Bardzo lubię robić różne rzeczy sama. Od siedzenia z książką w kawiarni, po chodzenie do kina. Tak też uczyniłam ostatnio i wybrałam się na "Ducha Śniegów" ("La Panthère des neiges") do studyjnego kina Agrafki w Krakowie.
Plakat filmu w polskiej wersji jest pastelowym obrazem z górami i największą gwiazdą - panterą śnieżną. Muzyka skomponowana jest przez Warrena Ellisa i Nicka Cave. W filmie pojawia się także utwór Agnes Obel "Just So", zaspokajając ciekawość. 😊 Dla koneserów, którzy kochają Cave'a i nieszablonowy soundtrack, to prawdziwa uczta.
Vincent Munier jest znanym fotografem przyrody, który trzy razy zdobył statuetkę BBC Wildfire Photographer of the Year. Jego zdjęcia są zapierające dech w piersiach. W kilkutygodniowej wyprawie do Tybetu towarzyszy mu Sylvain Tesson - francuski pisarz.
Gdyby ktoś był ciekawy, to powstała również i książka z tej podróży. klik
Fot. Materiały prasowe, Vincent Munier
Zając
Wchodząc do kina, lekko spóźniona, gdy kasjer podał mi bilet i odrzekł, że mogę zająć którekolwiek miejsce, bo osób na sali jest łącznie sześć, usiadłam, jeszcze w biegu upuszczając metalową butelkę z wodą, która narobiła sporego huku. Ekran z czerni zaczął przyjmować barwy, wciąż wiercąc się na miejscu, wyciszając telefon, ściągając płaszcz, odkładając torebkę obok, film zaczynał się spokojnym monologiem lektora i obrazami Tybetu. Stopniowo wsłuchując i wchodząc w film, oddałam się tym niebiańskim obrazom ciszy.
Fot. Materiały prasowe, Vincent Munier
Jak
Fot. Materiały prasowe, Vincent Munier
Manuł
Choć czasem drażnił mnie pisarz-lektor swoim przegadaniem, tak Munier, jego spostrzeżenia, krótkie i celne - to najbardziej oddawało istotę filmu. Fotograf przedstawia swoje ujęcia, sposób pracy, stosowanie "pułapek", zaczajanie się, obserwację, a czasem i interakcję ze zwierzęciem. Jego ujęcia i ich historie są zniewalające, podziw i szacunek, który oddaje przyrodzie, życiu - coś, o czym tak często zapominamy.
W filmie widzimy Jaki, Manuły, Lisy tybetańskie, watahę wilków, sokoła, rożne mniejsze i większe ssaki. Wraz z ekipą wypatrujemy ich wszystkich, tego jak żyją, polują, wychowują młode, a do tego poszukujemy pantery. Wszystkie te stworzenia żyją w symbiozie, na tak trudnym terenie, widzimy niezmienny krąg życia.
Im dalej idąc, zarówno z opowieścią filmową, jak i patrząc w góry, tym bardziej wzrasta nasza ciekawość, wzrasta też uwaga, która teraz niezmącona żadnymi odgłosami z sali, po wyrównaniu oddechu, pochłania każdy cal ekranu w poszukiwaniach.
Polski tytuł "Duch Śniegów", który zaczerpnięty z książki, oddaje istotę zwierzęcia. Pantera Śnieżna, irbis. La panthère des neiges.
To niezwykłe zwierzę, które jest praktycznie nieuchwytne, żyjąc w wysokich górach, pośród skał. Kiedyś, a czasem i dziś niestety, cenne dla niezwykłego futra, aby połechtać ego człowieka. Na szczęście zmienia się to podejście, aby chronić jej naturalne środowisko, zapewnić byt, ponieważ gatunek jest zagrożony wyginięciem.
Tak jak i wiele innych.
Fot. Materiały prasowe, Vincent Munier
Pantera Śnieżna
Nie chcę robić spoilerów, jednak prowadzenie fabuły w poszukiwaniu tego niezwykłego stworzenia, a zarazem przeprowadzenie jej w sposób syntetyczny, poznawczy całego środowiska, jest genialnym punktem tego filmu. Muzyka podkreślająca piękno świata przyrody, która jest towarzyszem, nie zagłuszając przy tym opowieści. I w końcu tajemnica, tak jak odwieczna Tajemnica Boga, tak i tutaj poszukujemy strażniczki tego niezwykłego świata.
Działalność człowieka odbija się mocno na naturze. Zabieramy pod budowy i uprawy naturalne tereny zwierząt, nienasycenie odbiera nam zdrowy rozsądek i prowadzi do wymierania gatunków.
Jednak tylko chroniąc to, co zostało nam powierzone nie na własność, jesteśmy w stanie żyć w symbiozie.
Zadając sobie pytanie, czy to my obserwujemy świat, oraz czy to my jesteśmy jego władcami, czy też my jesteśmy mu poddani, doświadczając piękna i poszukując prawdy, kończę swoją podróż do krainy Pantery Śnieżnej. Mam nadzieję powrócić jeszcze na jeden seans i zatopić się w tej niezwykłej opowieści.
Fot. Materiały prasowe
Deser, dla wytrwałych: klik
klik2, odrobinę dłuższy, lecz warto