W zasadzie to już zapomniałem, że nie tak dawno temu studiowałem kulturoznawstwo. Wiosną 2022 roku wziąłem urlop dziekański w związku z działaniami pomocowymi i przygotowaniami do zajęć polsko-ukraińskich. No i już nie wróciłem. Teoretycznie w ciągu pięciu lat mogę to zrobić, ale w obecnej sytuacji stanowczo to odrzucam. Nie po to zabrałem się za reformę KBK, aby rozwadniać to teraz studiami.
Dlaczego więc o tym piszę? Otóż wczoraj pojawiła mi się na Facebooku reklama kulturoznawstwa na... AGH. Zaintrygowało mnie to połączenie, wiec kliknąłem. Szczególnie zaciekawiła mnie specjalność "Nowe technologie w projektowaniu kultury".
Głównym założeniem specjalności Nowe technologie w projektowaniu kultury jest przedstawienie innej wizji kulturoznawstwa: niezredukowanego do opisu zastanych zjawisk kultury, lecz otwierającego się na współczesne przejawy popkultury, kultury nowych mediów i świata cyfry, kształtujące się na skrzyżowaniu humanistyki i nauk technicznych.
WOW! Zaniemówiłem. A każde kolejne zdanie zachęcało mnie jeszcze bardziej. Tam jest wszystko czego nie znalazłem na UJ-cie. Projektowanie apek VR, crowdfunding, digitalizacja...
Gdy w 2021 roku składałem papiery na kulturoznawstwo na UJ, to myślałem sobie: prowadzę centrum kultury, na pewno czegoś ciekawego się dowiem na tych studiach. Bardzo szybko jednak okazało się, że cały kurs to ciągłe wałkowanie jakiś odklejonych od rzeczywistości teorii, które w realnym życiu w ogóle mi się nie przydadzą. Największą wartością tych studiów okazała się możliwość wejścia w bańkę z bardzo odległej galaktyki. I nie powiem - było to ciekawe doświadczenie. Na dłuższą metę jednak trochę szkoda mojego czasu na studiowanie czegoś co nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość. Prywatnie uważam, że to akademicka patologia. Odniosłem bowiem wrażenie, że celem tych studiów jest tylko to, żeby garstka studentów pozostała na uczelni jako pracownicy produkujący kolejne tonu bełkotu, który kolejni studenci będą musieli czytać. Oczywiście trochę upraszczam, bo zdarzały się (rzadko ale jednak) jakieś ciekawe teksty. Ogólnie jednak nie było tam nic życiowego. Studia skupiały się na nudnych teoriach i kompletnie nie brały pod uwagę czegoś takiego jak popularyzacja kultury. Stąd też nikogo nie obchodził blockchain a moje prezentacje o Hive odbiły się od ściany jak groch.
Myślę, że na AGH mogłoby być zupełnie inaczej. Może dane mi będzie się o tym przekonać. Szansa jest duża, bo większość pomysłów zapisanych w blockchainie dochodzi do skutku. Jak reforma się powiedzie, to za rok złożę papiery...