Miał być blog o czymś innym, ale fotki związane z tym tematem tkwią w telefonie i nie mogę ich użyć. Dlaczego? Otóż moje konto Apple jest zablokowane.
Podejrzana aktywność zaczęła się już w piątek od ostrzeżenia z platformy X (dawnego Twittera). Olałem sprawę, bo na Twitterze nie mam absolutnie nic. Wejdę raz na miesiąc, by przejrzeć, co się dzieje.
A wczoraj otrzymałem podobny komunikat na telefonie:
Z tym, że mapka pochodziła z Chin. Bardzo uważam podczas zakupów w sieci. Nawet legalne sklepy dokładnie sprawdzam i oczywiście nie klikam w podejrzane linki. Ale popełniłem kiedyś błąd, ustawiając to samo hasło do Apple i Twittera.
Oczywiście nikomu ich nie podawałem, ale tu dochodzimy do istoty problemu. Prawdopodobnie jeszcze gdzieś miałem to samo hasło i tego samego maila. Pewnie w jakimś sklepie internetowym.
Pamiętacie sprawy wycieków w dużych sklepach? Taki problem pojawił się np. w Morele.net, ale też wielu innych miejscach.
Tłumaczę rodzicom i dziadkom, żeby nie klikali w linki, bo to oczywiste. Jednak sam zapomniałem o mniej oczywistych sprawach. Dzisiaj silne hasło już nie wystarczy. Najlepiej mieć również oddzielnego maila do miejsc podatnych na wycieki. Czyli takich, których gromadzą dużą bazę danych.
A może mail wyciekł w inny sposób? Ostatnio byłem w ubezpieczalni i w firmie, która zajmuje się barierkami na tarasy. Wyobraźcie sobie, że w każdym z tych miejsc na biurku leżała kartka z czyimś mailem, imieniem i nazwiskiem. A w jednym pojawił się nawet PESEL.
Jak groźne mogłoby być włamanie na konto Apple? Nie wiem, ale miałem tam podpięte karty płatnicze. Ponadto łupem złodzieja padło hasło do maila podpiętego właśnie pod Apple. Na szczęście udało mi się do niego dostać przez opcję "zapomniałem hasła". Teraz na odblokowanie konta muszę czekać 24 godziny.
Nawet jeśli uważacie, tak jak ja – uważajcie bardziej. Zmieniłem wszystkie hasła, a tam gdzie się da, ustawiłem uwierzytelnianie dwuskładnikowe.