Wspomnienia żołnierza Armii Krajowej - odcinek 8

in #hive-1343829 months ago

Lata 1954-1960. Szczecin

W grudniu 1953 roku zostałem przeniesiony do Szczecina, do 41 Pułku Piechoty na takie samo stanowisko. Musiałem przejąć obowiązki w ciągu 6 dni, gdyż kapitan, który pełnił do tego czasu tę funkcję, musiał do końca roku przejść do rezerwy. Sylwestra spędziłem natomiast w Choszcznie, gdyż nie mogłem wyjechać do rodziny przebywającej w Malborku. Po nocy sylwestrowej spędzonej z majorem Jankowskim pojechaliśmy gazikiem sprawdzić, jaki porządek panuje w garnizonie — nic szczególnego nie stwierdziliśmy. Powróciłem do domu około 3 w nocy. Chciało mi się pić. Woda w Choszcznie dość często była wyłączana. Prawdopodobnie nie zakręciłem kurka w kranie w kuchni. Skutek był taki, że rano obudził mnie szum wody z kranu. Woda podeszła już pod pokój. Całe szczęście, że się obudziłem. I tak Nowy Rok rozpocząłem od sprzątania i zbierania wody. Skutek był taki, że na parterze pode mną u sąsiadów, sufit w kuchni i przedpokoju zmienił kolor na żółtawy. Nie przyznałem się do niczego, pomimo pytań ze strony sąsiadów.

Przyjechałem do Choszczna jeszcze raz, ale tylko po to, by załadować do wagonu wszystko, co wówczas posiadałem. Właściwie to urządzony miałem tylko pokój stołowy, a w nim: masywny, składany stół dębowy na 16 osób, otomanę, dwa fotele, 4 krzesła, kredens z lustrem. W drugim pokoju posiadałem: łóżko żelazne z materacem na siatce, szafę biblioteczną oraz cztery taborety. Kuchnia była skromna — stół i dwa taborety. Mieszkanie było położone w pobliżu koszar — miałem 100 metrów do pracy. Umiejscowione było na pierwszym piętrze, narożne, od strony ulicy przelotowej.

Po załadowaniu sprzętów, nadałem telegram, aby Irenka przyjeżdżała do Szczecina, bo mam już tam mieszkanie. Żona dołączyła do mnie około 25 stycznia 1954 roku.

Mieszkanie było umieszczone na drugim piętrze i dosyć obszerne. Najgorsza w mieszkaniu była kuchnia z betonową podłogą, mankamentem było także to, że sypialnia przylegała do następnego, zniszczonego bloku, więc ściana była zimna. W mieszkaniu znajdował się jeden piec na dwa pokoje. Pokoik z balkonem nadawał się raczej na lato. W Szczecinie przebywaliśmy od stycznia 1954 roku do 4 września roku 1957.

Szczecin był bardzo ładnym, portowym miastem, jednak wciąż bardzo zniszczonym. Przejąłem tam pułk piechoty. Był to najlepszy pułk w Dywizji pod względem sprzętu technicznego, za co otrzymał specjalny proporzec. Utrzymałem taki stan rzeczy aż do końca mojego pobytu w Szczecinie. Wkładałem dużo sił w pracę, często poświęcając jej soboty, a nawet niedziele. Brałem Waldka na sanki i jechałem do koszar, do których miałem 800 metrów. W niedzielę dokonywałem kontroli oraz uzupełniałem prace kancelaryjne. Pułk cieszył się dobrą opinią, a to zobowiązywało do uczciwej i wytężonej pracy.

W czerwcu 1954 roku zabrałem żonę i dwuletniego wówczas syna na poligon do Drawska. Skończyło się to jednak niedobrze dla Irenki, gdyż poroniła. Musiała jechać pociągiem do Szczecina, gdzie zrobiono jej zabieg. Ja wówczas zostałem sam z Waldkiem. Po czterech dniach przyjechała moja teściowa — Milcia, a w sobotę, po upływie tygodnia, żona wróciła ze szpitala. Mama pojechała z powrotem do Malborka, a ja wziąłem urlop na lipiec i wyjechaliśmy do niej, aby Irenka odpoczęła.

Na poligonie mieszkaliśmy wówczas w baraku — mieliśmy tam jedno pomieszczenie. Do kasyna pułku było około 1,5-2 km. Pewnego razu, po obiedzie na stołówce, musiałem trzymać Waldka na rękach. Miałem na sobie mundur drelichowy z metalowymi gwiazdkami. Waldek miał głowę na moim ramieniu, a ja chciałem przesunąć go wyżej. Niestety, skutek był taki, że gwiazdki zadrapały mu buzię i musieliśmy zatamować krew. Na szczęście teraz nie ma już nawet śladu po tym zdarzeniu.

W pułku były nieustannie ćwiczenia: kompanijne, batalionowe i pułkowe, a w zimie dodatkowo artyleria wyjeżdżała na szkołę ognia. Ponadto miałem sprzęt w zapasie nienaruszalnym, z którym również było dużo pracy, gdyż było to około 120 pojazdów. Miałem pod sobą w sumie czterech oficerów, m.in. ppor. Świerczyńskiego oraz Tumelę — dowódcę plutonu remontowego, który nie lubił pracować w niedzielę na poligonie. Ponadto służył pode mną jeden podoficer — plut. Duda. Później, w 1955 roku, przyszli ppor. Stokwisz i por. Jelinek. Pamiętam, że oficer pełniący funkcję zastępcy ds. politycznych zastrzelił się, bo mu się żona puszczała. Na jego miejsce przyszedł por. Skarbek — rozrabiaka, który potrafił napuszczać dowódcę na szefa sztabu, tak w pułku, jak i w batalionie oraz odwrotnie. W związku z tym praca z nim nie układała mi się najlepiej. Natomiast z dowódcami pułku, majorami Rudakowskim i Wronikowskim współpracowało mi się bardzo dobrze.

Irenka pracowała wówczas w Lidze Kobiet w pułku. Czasu dla siebie i dla rodziny miałem bardzo mało. Nieraz widziałem się z nimi dopiero w niedzielę po obiedzie, kiedy Irenka wychodziła z Waldkiem na spacer. Żona nie robiła mi jednak nigdy wyrzutów, że poświęcam im za mało czasu.

16 stycznia 1956 roku urodził się mój drugi syn, który otrzymał imiona Ryszard Zbigniew. Przyjechała wówczas do nas siostra Iry, Agata (zwana przez nas, w rodzinie, Adą) i tak gospodarowaliśmy z nią do powrotu żony ze szpitala. Pamiętam, że zima była wówczas bardzo mroźna. Szwagierka wyjechała ze Szczecina po dwóch tygodniach. Przed narodzinami, jeszcze w grudniu odwiedził nas dziadek — Zygmunt Stalski. Irena chciała, żeby urodziła się dziewczynka — Mariolka, a dziadek powiedział, że to będzie Mariusz. I urodził się drugi chłopak. Z kolei w lutym, odwiedziła nas Jadzia(1) z mężem. Byli co prawda tylko 2-3 dni, ale bardzo miło ten czas spędziliśmy.

W maju 56 roku wyjechałem na poligon do Drawska, a Irenka z dziećmi na urlop do rodziców w Malborku, na całe lato. Na każde Święta Bożego Narodzenia i Wielkanocne oraz na urlop wyjeżdżaliśmy z dziećmi do rodziców w Malborku. Były to przyjemne chwile, gdy wśród rodziny Stalskich spędzaliśmy miło i radośnie czas. Teściowie bardzo lubili moje dzieci, a ja starałem się im pomagać i bardzo ich szanowałem. Byłem wówczas w stopniu kapitana, a pensje w wojsku nie były zbyt wysokie. Starczało mi jedynie na życie. Sytuacja pogorszyła się, gdy urodził się nam drugi syn. Pamiętam, że udało się kupić Irenie palto z samodziału. Po Ryśku zaziębiła w szpitalu piersi, tak że miała wrzody, ale jakoś potem to przeszło. Rodzice, pomimo dobrych chęci, nie mieli jak nam pomóc. Dziadek Zygmunt był już na emeryturze. Zarabiał niewiele. Był rzemieślnikiem — bardzo dobrym szewcem. Kiedy zrobił mi pantofle, to były tak wygodne, jakbym chodził boso. W 1956 roku dziadek miał już 67 lat, a babcia Milcia 63 lata. Dziadek chorował dość często na żołądek. Palił papierosy, no i od czasu do czasu wypił 100 gramów wódki i popił piwkiem, za co gniewała się babcia. Była to bardzo pobożna, wierząca kobieta. Szanowała wszystkie dzieci jednakowo. Nigdy nie robiła wyrzutów synowym. Starała się zawsze łagodzić wszystkie problemy. Lubiłem bardzo, gdy przyjeżdżałem do Malborka, kupić litr wódki i razem ze wszystkimi wypić. Za to bardzo mnie poważali rodzice. Natomiast Ziutek, mąż Jadzi, lubił wypić w restauracji.

Najlepiej powodziło się właśnie Jadzi w Radomiu. Pracowała w sklepie z materiałami, a Ziutek trochę też handlował, ponadto nie mieli dzieci. Jadzia zawsze zaopatrywała wszystkich w rodzinie w materiały i żywność przed różnymi uroczystościami, jak wesela czy chrzciny. Ira z rodzicami, w tajemnicy przede mną, ochrzciła w Malborku Waldka i Ryśka.

W ostatnich dniach czerwca 1956 roku, wezwał mnie dowódca mojego 41 Pułku Piechoty mjr Wronikowski i zapoznał z sytuacją w Poznaniu, tj. że są tam rozruchy(2) i powiedział: „Waryszak, szykuj samochody i czekać na dalsze rozkazy”. Był to pamiętny rok, jednak dla nas skończył się szczęśliwie. Przebywałem na poligonie w Drawsku. Tam po raz pierwszy spotkałem gen. Kuropieskę(3), a potem jeszcze w 1957 roku, chyba w listopadzie, gdy byłem we Wrocławiu u mojego brata Czesława, który wówczas był już w stopniu generała dywizji i pełnił funkcję dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego. W tym pamiętnym 1956 roku odjechał do Związku Radzieckiego marszałek Rokossowski oraz wszyscy radzieccy(4) generałowie pochodzenia polskiego(5). Najgorzej z nich wszystkich młodzież studencka potraktowała właśnie marszałka Rokossowskiego. Była to jakby pierwsza odnowa, na fali której powrócił towarzysz Wiesław(6) i inni, odtrąceni działacze polityczni. W społeczeństwie nastała nowa fala optymizmu, że lata 1950-55 już się nie powtórzą. Lecz potem, po pewnych symptomach entuzjazmu i reformach, nastąpiło uspokojenie i stabilizacja w społeczeństwie.

We wrześniu 1957 roku, po zdaniu obowiązków w 41 pp, zostałem przeniesiony do 13 Dywizji Artylerii Obrony Przeciwlotniczej w Bytomiu na stanowisko starszego pomocnika szefa Wydziału Technicznego, gdzie pracowałem do 15 października 1958 roku. W grudniu 1957 roku otrzymałem awans do stopnia majora. Od października 1958 roku do 29 lipca 1960 roku byłem słuchaczem na WKDO(7) w Wojskowej Akademii Technicznej — fakultet wojsk pancernych i samochodowych, gdzie otrzymałem „dyplom technika”. Byłem w dyspozycji Dowódcy Wojsk Lotniczych i OPLOK(8), a potem Dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego(9). 16 grudnia 1960 roku zostałem skierowany do Studium Wojskowego Politechniki Śląskiej w Gliwicach na stanowisko starszego wykładowcy Cyklu Samochodowego.

Studium Wojskowe Politechniki Śląskiej

Pod koniec grudnia 1960 roku zameldowałem się u płk. Zygmunta Kielara — kierownika Studium Wojskowego oraz u płk. Stanisława Tryby — kierownika Cyklu Samochodowego. Do końca roku przebywałem w pokoju, który zajmowali kierownicy Cyklów Samochodowego i Ogólnowojskowego (ppłk Władysław Smagała).

Koniec semestru letniego i początek zimowo-wiosennego w 1961 roku rozpocząłem bardzo intensywnie. Prowadziłem po 6-7 godzin lekcyjnych dziennie. Musiałem się bardzo długo przygotowywać. Do tej pory byłem oficerem technicznym w jednostce i musiałem się przestawić na nową pracę. Było nas tylko dwóch wykładowców w tym Cyklu. Szkoliliśmy Wydział Mechaniczny oraz Wydział Energetyczny. Dużo czasu pochłaniało pisanie konspektów, a ponadto należało rozbudowywać bazę szkoleniową. Cały rok 1961 przeszedł mi na bardzo intensywnej pracy.

W 1962 roku począłem czynić starania o zwiększenie kadry wykładowców do Cyklu. Lipiec i sierpień były miesiącami przeznaczonymi do przeszkolenia II i IV roku studentów na obozie. Szkoliliśmy ich w Szkolnym Pułku Samochodowym w Ostrowie Wielkopolskim. Tam również trzeba było się liczyć z wyczerpującą pracą, a dodatkowo odpowiedzialnością za studentów, tak by okres ten minął szczęśliwie, bez żadnych wypadków. W 1962 roku przybyli do nas dodatkowi prowadzący, kapitanowie Czesław Paczosa i Czesław Kolanko. W październiku dołączył również kpt. mgr Jerzy Włodarczyk — przeklasyfikowany z Cyklu Ogólnowojskowego. W tym czasie do szkolonych przez nas wydziałów doszedł również Wydział Elektryczny.

Muszę nadmienić, że w tym czasie mój brat, Czesław, był Dowódcą Śląskiego Okręgu Wojskowego w stopniu generała dywizji. Z jednej strony sprzyjało to załatwianiu różnych spraw i rozbudowie bazy szkoleniowej Cyklu Samochodowego, jednak z drugiej strony musiałem bardzo się starać, aby nie podpaść przełożonym. Jeszcze w 1961 roku udałem się do płk. Kielara i oświadczyłem mu, aby traktował mnie tak, jak wszystkich oficerów Studium Wojskowego i że jeżeli trafię na trudności, to będę starał się je pokonać. Zaskoczyłem tym mojego kierownika. Pracowaliśmy więc razem, intensywnie, bez żadnych uprzedzeń. Chociaż było dużo ciężkiej pracy, to stosunki służbowe układały mi się dobrze. Klimat oraz ogólnie rzecz biorąc relacje panujące w Studium w tym czasie oceniam jako dobre i przyjemne. Byłem również członkiem egzekutywy POP PZPR przy Studium Wojskowym(10). W 1961 roku otrzymałem awans do stopnia podpułkownika, a mój przełożony, dzięki moim staraniom, do stopnia pułkownika.

Tak minęły 1961 i 1962 rok. W styczniu 1963 roku zostałem wezwany do Departamentu Kadr MON na ulicy Koszykowej w Warszawie. Tam skierowano mnie do Zarządu II Sztabu Generalnego, gdzie gen. bryg. Tadeusz Jedynak powiedział mi w trakcie rozmowy, że jestem przewidziany do pracy w Indochinach. Powiedziałem mu, że trochę choruję na żołądek — odparł, że to nieważne i żebym nic nie mówił lekarzom. Kazał jechać do domu i szykować się do wyjazdu.

Już z Radomia zadzwoniłem do żony. Irena nie była z tej wiadomości zadowolona, ale ja sam zdecydowałem, że pojadę, bo taka okazja może się już nie zdarzyć. Chyba od 20 stycznia do końca lutego przebywałem w JW 2000(11) na szkoleniu. Dużo czasu zajmowała nam nauka szyfrów i sprawy organizacyjne związane z Międzynarodową Komisją Nadzoru i Kontroli(12). Ostatnie dni lutego przeznaczone były na szczepienia (dżuma i cholera) oraz uszycie odpowiedniego umundurowania. Na początku marca pojechałem na trzy dni do domu, żeby pożegnać się z rodziną. Następne dwa dni upłynęły w Warszawie na sprawach wyposażenia. 8 marca już od rana trwały przygotowania do wyjazdu — na lotnisku byliśmy o godzinie 10:00 rano. Z rodziny nikt mnie nie żegnał. Czesław był we Wrocławiu, a siostra i żona w Gliwicach. Okres pobytu w Laosie i pracę w MKKN opisałem oddzielnie i przywiozłem do kraju(13).

Do kraju powróciłem 14 lutego 1964 roku. Po okresie dwumiesięcznego urlopu, 15 kwietnia wróciłem do pracy w Studium Wojskowym. W Cyklu Samochodowym pracowali wówczas mjr mgr Włodarczyk na stanowisku starszego wykładowcy, a także kapitanowie Czesław Kolonko, Tadeusz Rutkowski, Czesław Paczosa oraz nowo przybyły kpt. Gondek. Od razu przystąpiłem do intensywnej pracy. Rok 1964 był jeszcze pozytywny, jednak ja się zmieniłem — stałem się bardziej dojrzały oraz zacząłem się bardziej przysłuchiwać i przyglądać wszystkiemu.

Lipiec spędziłem wraz z rodziną nad morzem — dwa tygodnie na Helu i dwa w Juracie. W sierpniu udałem się na obóz do Ostrowa Wielkopolskiego. W lipcu komendantem zgrupowania studentów 4 roku był płk Tryba, a ja w sierpniu byłem tam z 2 rokiem, który przechodził pierwsze przeszkolenie.

Nowy semestr 1964/65 rozpoczęliśmy w październiku, ale bez kierownika Cyklu, ponieważ wyjechał on do Białegostoku, aby objąć stanowisko kierownika Studium Wyższej Szkoły Inżynieryjnej. Był tam jednak tylko przez jeden semestr, po czym wrócił do nas w 1965 roku. Nie pytałem go, dlaczego zrezygnował z tamtej posady, ale domyślałem się. Ja przez ten czas pełniłem obowiązki kierownika Cyklu, jednocześnie pracując na swoim stanowisku.

Mój brat, Czesław, w kwietniu 1964 roku zdał obowiązki Dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego, by objąć stanowisko Dowódcy Warszawskiego Okręgu Wojskowego.

We wrześniu 1965 roku kupiłem samochód osobowy Skoda 1000 MB, który sprzedałem po 2 latach, 12 listopada 1967 roku, z przebiegiem nieco ponad 20 tys. kilometrów za kwotę 105 tys. złotych(14).

Rok szkolny 1965/66 rozpoczęliśmy już w pełnym składzie, razem z naszym kierownikiem, pułkownikiem Trybą. Cykl Samochodowy został rozbudowany. W naszej dyspozycji były 4 sale wykładowe na I piętrze. Oficerowie cyklu zajmowali 3 pokoje. Do wydziałów przez nas szkolonych doszedł Wydział Budowlany. Szkolenie odbywało się w dwóch semestrach: zimowym (od października do stycznia) oraz letnim, który zaczynał się około 20 lutego, trwał do maja, a w czerwcu kończył się egzaminem. Do tego dochodziły 2 zgrupowania w Ostrowie Wielkopolskim — jeden w lipcu, a drugi w sierpniu (dla studentów IV i II roku). W 1967 roku dołączyli do nas nowi wykładowcy: kpt. Adolf Brożyna oraz mjr Pęcherski, odszedł natomiast kpt. Gądek z powodów zdrowotnych i osobistych. Płk Kielar pozostawał kierownikiem Studium Wojskowego, jego zastępcą został płk Smagała, kierownikiem Cyklu Ogólnowojskowego był w tym czasie Władysław Musiał, zaś kierownikiem Cyklu Artylerii Przeciwlotniczej ppłk Edward Wieczorek.

Z płk. Trybą pracowałem do 1969 roku, gdy ponownie wyjechał do Bydgoszczy objąć stanowisko kierownika Wyższej Szkoły Inżynieryjnej. Do Gliwic powrócił w styczniu 1972 roku, ale tym razem już na stanowisko kierownika Studium Wojskowego, kiedy to płk Kielar zdał obowiązki i odszedł do rezerwy.

Rok szkoleniowy 1970/71 rozpocząłem już jako kierownik Cyklu Samochodowego. Rozbudowaliśmy obiekt o halę gorącej regulacji oraz wprowadziliśmy naukę jazdy z czterema instruktorami. Na obóz letni wyjechałem w lipcu z IV rokiem, a na komendanta zgrupowania sierpniowego z II rokiem wyznaczyłem ppłk. Włodarczyka.

W roku 1971 na lipcowe zgrupowanie wyjechaliśmy całym Cyklem do Ostrowa Wielkopolskiego, natomiast II rok szkolił się w Szkolnym Batalionie Samochodowym w Oleśnicy. Ten rok był dla mnie wyjątkowo pechowy. Miałem pod sobą jeszcze studentów z Rzeszowa i w czasie zajęć taktycznych zdarzył się wypadek — samochód z plandeką uderzył w konar drzewa, w wyniku czego zginęło dwóch studentów. Z kolei pan magister(15) zaczął rozrabiać, gdyż miał o sobie nazbyt wysokie mniemanie i ambicje. Po powrocie płk. Tryby w 1972 roku, ten problem stale się pogłębiał. Prawdopodobnie Jurek i Tadzio(16) byli z nim w zmowie. Powstał nowy układ, a Tryba przestał być moim kolegą i zaczął robić wszystko, aby przekreślić mój dorobek w pracy.

W lipcu 1972 roku na obozie letnim byliśmy pod namiotami w lesie pod Wrocławiem, we współpracy z Wyższą Szkołą Oficerów Piechoty we Wrocławiu. Byłem tam zastępcą komendanta, bo komendantem był podpułkownik z Politechniki Krakowskiej (obecni na obozie byli również studenci z Politechniki Krakowskiej), z którym bardzo dobrze mi się współpracowało. Miałem komisję z MON, której przewodniczył gen. broni Urbanowicz. Obóz zaliczyłem na piątkę. Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że był to mój ostatni obóz na Studium Wojskowym.

Rok szkolny 1972/73 był przerwą w szkoleniu studentów, ponieważ powstawał nowy program nauczania, a w związku z tym odbywało się szkolenie kadry przy szkołach oficerskich. W marcu 1973 roku, razem z kapitanem Brożyną zostaliśmy skierowani na dwumiesięczne szkolenie dydaktyczne do Piły. Byli tam i inni oficerowie — z Bydgoszczy czy Krakowa. Tam właśnie jeden major opowiedział mi, jaki był to oficer z płk. Tryby i jak wyglądała jego praca jako kierownika. Ogólnie ta opinia o nim była jak najgorsza.

Gdy powróciłem do Studium w pierwszych dniach maja 1973 roku, musiałem czekać dobre pół godziny zanim zostałem przyjęty przez kierownika Studium, który poinformował mnie, że mam już 30 lat pracy i jestem przewidziany do rezerwy. Byłem tym bardzo zaskoczony, gdyż myślałem, że skoro oddelegowano mnie na szkolenie, to jeszcze jakiś czas zostanę. W ogóle jak tylko Tryba wrócił do Studium, to cały czas był tajemniczy oraz bardzo służbowy. Zamiast pomagać — jak wcześniej — teraz utrudniał mi pracę i ciągle wtrącał się do mojego Cyklu. Po tej rozmowie wyszedłem na korytarz, a po jakiejś chwili wyszedł mjr Macura, który był wówczas jego doradcą. Zapytałem się go, czy to jest decyzja odgórna — z Warszawy, a on odpowiedział, że nie. Postanowiłem cofnąć tę decyzję, uznałem, że nie mam zamiaru jeszcze iść do cywila. Wtedy zaczęło się — kosztowało mnie to dużo nerwów i zdrowia. W rezultacie rozchorowałem się(17). W październiku 1973 roku byłem na zwolnieniu, w listopadzie leżałem w szpitalu, a w grudniu wyjechałem do sanatorium. W styczniu powróciłem do pracy i kontynuowałem ją jeszcze w trakcie lutego.

W marcu 1974 roku zostałem skierowany na Okręgową Komisję Lekarską. Przebywałem przez 3 tygodnie w Okręgowym Szpitalu Wojskowym we Wrocławiu. Tam otrzymałem III grupę inwalidzką w związku ze służbą wojskową. Od 1 kwietnia, po zdaniu i rozliczeniu sprzętu oraz bazy szkoleniowej, byłem już w domu. Przełożony starał się jeszcze zepsuć mi opinię służbową, jednak odwołałem się i musiał ją sprostować. W każdym razie przeszedłem do rezerwy tak, jak sobie zaplanowałem.

W czerwcu 1974 roku otrzymałem awans do stopnia pułkownika, a 17 lipca tego roku zostałem skierowany do rezerwy. Kierownik Studium Wojskowego pożegnał mnie około 20 sierpnia. W Warszawie otrzymałem dyplom, a w imieniu szefa kadr MON pożegnał mnie płk Marian Zielonka, bardzo przyjemny kolega i oficer. Do końca października odpoczywałem, a 1 listopada podjąłem pracę w Zespole Opieki Zdrowotnej w Zabrzu, na stanowisku kierownika Samodzielnej Sekcji ds. Obrony Cywilnej.

Praca dla obronności jako oficer rezerwy

Około 25 października 1974 roku pojechałem do Zabrza, do Miejskiego Inspektoratu Obrony Cywilnej, gdzie szefował płk Władysław Hawro, z którym znałem się jeszcze z lat 1960-63, kiedy był zastępcą kierownika Studium Wojskowego. Udałem się z nim do Miejskiego Wydziału Zdrowia, którego dyrektorem był dr Jerzy Krotliński. Płk Hawro przedstawił mnie jako dobrego oficera z kwalifikacjami i zostałem przyjęty do pracy w Zespole Opieki Zdrowotnej od listopada 1974 roku.

Otrzymałem w siedzibie Dyrekcji ZOZ niewielki pokoik na pierwszym piętrze. Listopad minął mi na zapoznawaniu się z charakterem pracy i przyjmowaniu obowiązków. Dotychczas tę funkcje pełnił niejaki ob. Mazur. Widocznie musiał być słabym pracownikiem, bo niewiele zrobił, a zaległości była masa. Brak było obowiązujących planów oraz nie prowadzono szkolenia. W grudniu, dr Krotliński zwołał zebranie dyrektorów szpitali, na którym mnie przedstawił i zapowiedział, że „czeka nas praca, której będzie przewodził płk Waryszak”. Również w grudniu, do pomocy dla mnie, przybyła pani Dudzińska — bardzo uczciwa i pracowita osoba. Pracowała w kadrach, w związku z czym zacząłem przygotowywać materiał do planów dla OPPM i ZOPPM(18). W opracowaniu planów pomógł mi kolega z Gliwic, który dał mi swoje plany, a ja już je uaktualniałem swoją kadrą i osobami pracowników ZOZ Zabrze. Na koniec grudnia miałem już plany dwóch OPPM-ów i rozpocząłem pracę nad obsadą ZOPPM ZOZ-u.

Rok 1975 był okresem mojej zaangażowanej pracy w ZOZ. Oprócz Szpitali, były jeszcze przychodnie. Dużo skorzystałem z pomocy pani Dudzińskiej, która znała ludzi i stosunki panujące w Zespole Opieki Zdrowotnej oraz w podległych mu jednostkach. Po otrzymaniu wytycznych z Wojewódzkiego Zespołu i po paru spotkaniach w Katowicach, w dniu 16 stycznia 1976 roku przyjechał do mnie kierownik — bez wódki nie obeszło się...

Posłowie

Na opisie pracy przy organizacji obrony cywilnej kończą się spisane przez Edwarda Waryszaka wspomnienia, tak jakby wpół myśli. Zeszyt został zapisany do ostatniej strony, a kolejny — nad którym pracował już na przełomie wieków, powtarzał tę historię niejako „na czysto” — z poprawkami i uzupełnieniami. Ten drugi zeszyt kończy się jednak jeszcze wcześniej, bo w 1941 roku.

W ZOZ-ie dziadek pracował jeszcze kilka lat, ale ostatecznie przestawił się na życie na emeryturze. Miał mieszkanie w Gliwicach, w dwurodzinnym domu z ogrodem, gdzie razem z żoną żył do 2006 roku spokojnym życiem emeryta. Ten dom, a zwłaszcza ogród, był miejscem, które wspominam szczególnie. Dwa duże drzewa czereśni, dwie wiśnie, kilka jabłoni, rzędy malin z tajemniczym przejściem pomiędzy nimi. Pod czereśniami ławeczki. Otoczenie stworzone przez dziadków posiadało niesamowitą atmosferę, która sprawiała, że chętnie i często odwiedzali ich rodzina i znajomi.

W moich wspomnieniach był dziadek przede wszystkim mężny. Zawsze
w postawie wyprostowanej — zarówno dosłownie, bo gimnastykował się codziennie, do końca życia — jak i w tym bardziej metaforycznym sensie. Z rodzinnych opowiadań, szczególnie utkwiła mi w pamięci jedna historia: Pewnego razu, gdy był w odwiedzinach u drugiego z moich dziadków — zapalonego wędkarza — wsadził palec do trofeum w postaci czaszki szczupaka. Palec zakleszczył się w ostrych zębach ryby. Grono uradziło, że trofeum trzeba będzie zniszczyć, na co dziadek zareagował, mówiąc coś w rodzaju: „Ja okupację przeżyłem, w partyzantce byłem, to rybie się nie poddam”. Po czym wyciągnął palec na siłę, rozcinając go do krwi. Często powtarzał: „Pamiętaj, że jesteś Waryszak”. Myślę, że chodziło mu przede wszystkim o wierność pewnym wartościom: prawdomówności, honorowi, pracowitości i patriotyzmowi. Uczył nas — obu wnuków płci męskiej, bodajże już trzyletnich — tego słynnego wiersza Władysława Bełzy: „Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały”. A przecież „Katechizm polskiego dziecka” był w PRL zakazany.

Edward Waryszak, chociaż zapisał się do partii, mentalnie zupełnie do niej nie pasował. Ukształtowała go Polska przedwojenna i to ją chyba najbardziej cenił. Nie podzielał wizji gospodarki socjalistycznej. Pracował już od 14 roku życia, kupując zaopatrzenie dla jadłodajni ciotki Felicji i targując się z kowelskimi Żydami. Pamiętam, że opowiadał mi o przypadku, gdy podczas głośnej wizyty generała de Gaulle w Polsce, ktoś wpadł na pomysł, by szyć i sprzedawać takie same czapki jak ta noszona przez słynnego Francuza i zarobił na tym sporo pieniędzy (mimo, że miało to miejsce w Polsce Ludowej). Przecież takie poglądy to w tamtych czasach było „badylarstwo” i „spekulanctwo”, a on mówił mi o tym, że właśnie tak trzeba myśleć i kombinować. Był jednak wierny przysiędze wojskowej i ojczyźnie, bez względu na to, jakie panowały układy polityczne.

Obaj bracia Waryszakowie byli dość znani i cenieni. Dziadka najczęściej kojarzyli jego studenci — podobno był bardzo wymagający, ale sprawiedliwy. Czesław cieszył się opinią zdolnego oficera i dowódcy. Zapisał się — chyba nawet kilkukrotnie — na łamach „Polskiej Kroniki Filmowej”, w tym raz, gdy meldował marszałkowi Spychalskiemu gotowość do rozpoczęcia defilady wojskowej z okazji tysiąclecia państwa polskiego. Widok poniekąd egzotyczny — Polska, 1966 rok i dwóch wysokiej rangi wojskowych podjeżdżających do siebie w kabrioletach. Zmarł dość młodo, bo w wieku 60 lat, w 1979 roku. Ich siostra — Stasia — żyła najdłużej, bo do 2009 roku. Również przez długie lata mieszkała w Gliwicach, gdzie pracowała w GAM (Garnizonowa Administracja Mieszkań) jako kierownik placówki.

Nie jest to jednak koniec opowieści mojego dziadka Edka. Znajduje się bowiem w tych zapiskach luka — to wyjazd na misję do Laosu w latach 60. Na mojej półce stoi poświęcony temu wyjazdowi osobny zeszyt odręcznie zapisany przez dziadka. Czeka on na swoją kolej, czyli ukończenie wszystkich prac nad tą książką, którą masz teraz, drogi Czytelniku, w rękach.

Przypisy:

  1. Druga z trzech sióstr Ireny. Trzecią była Helena. Oprócz tego miała braci: Albina, Mieczysława i Tadeusza. Irena była najmłodsza.
  2. Poznański Czerwiec (Czerwiec ’56) — pierwszy w PRL strajk generalny i demonstracje uliczne, które miały miejsce w końcu czerwca 1956 roku w Poznaniu. Protesty zostały krwawo stłumione przez wojsko i milicję, a samo wydarzenie było przez propagandę PRL bagatelizowane jako „wypadki czerwcowe” lub przemilczane. Obecnie przez część historyków i uczestników Czerwiec ’56 bywa określany także jako poznański bunt, rewolta oraz powstanie poznańskie. W wyniku tych wydarzeń życie straciło 57 osób. [Na podstawie Wikipedii]
  3. Generał Kuropieska w wojnie obronnej 1939 roku pełnił funkcję szefa oddziału operacyjnego sztabu grupy „Bielsko” gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza. Dostał się do niewoli niemieckiej, wyzwolony dopiero przez Brytyjczyków. Od 1946 roku pełnił rolę attache wojskowego przy ambasadzie polskiej w Londynie. Od 47 roku pełnił różne funkcje jako oficer wysokiego szczebla, m.in. był dowódcą 15 Dywizji Piechoty.
    W 1950 roku padł ofiarą prześladowań reżimu Bieruta, aresztowany, skazany 1952 roku na karę śmierci za to, że rzekomo „działając na rzecz imperialistycznych państw usiłował przemocą usunąć władzę ludową i obalić ustrój Państwa Polskiego”. Uniknął jednak śmierci, a w grudniu 1955 roku, po zmianie władz w Polsce, został wypuszczony z więzienia, a jakiś czas później przywrócony do czynnej służby.
  4. Dopisek „radzieccy” mój — TW. Myślę, że taki był sens tego zdania.
  5. Cytat: „Powszechna niechęć społeczna i polityczna wobec osoby Rokossowskiego jako symbolu uzależnienia PRL od ZSRS skłoniła ekipę Gomułki do odwołania go ze wszystkich stanowisk partyjnych i państwowych. 20 października 1956 r. Rokossowski nie został wybrany do nowego Biura Politycznego KC PZPR. 10 listopada odwołano go z funkcji ministra. Rozgoryczony marszałek odrzucił oferowane mu przez władze prawo stałego pobytu w Polsce i wrócił do ZSRS. Z Warszawy wyjeżdżał w polskim mundurze. Wraz z nim do ZSRS udało się ok. 500 sowieckich doradców.” [Źródło: https://dzieje.pl/postacie/konstanty-rokossowski]
  6. Powszechnie używany jako zamiennik imienia i nazwiska pseudonim z czasów wojennych Władysława Gomułki.
  7. Wyższy Kurs Doskonalenia Oficerów.
  8. Obrona Przeciwlotnicza Kraju.
  9. Czyli brata — Czesława, który piastował to stanowisko od 6 listopada 1956 do 15 stycznia 1964.
  10. Podstawowa organizacja partyjna, POP — najmniejsza jednostka (komórka) Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (sprawującej władzę w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej). Podstawowe organizacje partyjne istniały w zakładach pracy, uczelniach i instytucjach kulturalnych w latach 1949–1989. [Cyt. za Wikipedią]
  11. Jednostka Wojskowa 2000 powstała na podstawie rozkazu organizacyjnego ministra obrony narodowej marszałka Konstantego Rokossowskiego nr 0047 z 2 czerwca 1952 r. Jej zadaniem było przygotowanie pracowników służby dyplomatycznej i wojska do zadań w przyszłej misji obserwacyjnej m.in. w Korei i Wietnamie. W latach osiemdziesiątych jednostka ta organizacyjnie podlegała Oddziałowi Ataszatów Wojskowych i nadal szkoliła służby dyplomatyczne i wojskowe.
  12. Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli w Indochinach — międzynarodowy organ kontroli powołany na mocy zawartych w Genewie w 1954 roku porozumień kończących negocjacje w sprawie przyszłości Indochin. Komisja, składająca się z delegacji Indii, Kanady i Polski, prowadziła prace w latach 1954–1975 w Wietnamie, Kambodży i Laosie. [Cyt. za Wikipedią]
  13. Te wspomnienia zostaną opracowane i opublikowane oddzielnie — TW.
  14. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 1967 roku wynosiło 2016 zł.
  15. Chodzi chyba o ppłk. mgr. Włodarczyka — TW.
  16. Włodarczyk i Rutkowski jak sądzę — TW.
  17. Była to choroba wieńcowa, jednak została opanowana — TW.
  18. OPPM — oddział pierwszej pomocy medycznej, czyli rodzaj tymczasowego punktu opieki medycznej w sytuacjach kryzysowych.

Irena Waryszak z synami, pierwsza połowa lat 60.

Szkolenie wojskowe studentów, Ostrów Wielkopolski, 1964 rok.

Szkolenie wojskowe studentów, Ostrów Wielkopolski, 1964 rok.

Ppłk. Edward Waryszak, 1972 rok.

Waryszakowie nad Morskim Okiem, 1961 rok.

Gen. dyw. Czesław Waryszak, dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego, w limuzynie ZiŁ-111W przyjmuje Defiladę Tysiąclecia. W tle przedstawiciele władz państwowych na trybunie honorowej. 22 VII 1966 r

Sort:  

Mój prastryj Czesław meldujący marszałkowi Spychalskiemu Defiladę Tysiąclecia uwieczniony w Kronice Filmowej (od 1:18):

Wersja krótsza, ale w kolorze:

@tipu curate 8

Congratulations @stafhalr! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)

You got more than 300 replies.
Your next target is to reach 400 replies.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Check out our last posts:

Rebuilding HiveBuzz: The Challenges Towards Recovery