fot. Gerardo Gonzalez, koloryzacja własna, lic. CC BY 2.0, źródło: Wikimedia Commons
Nadszedł czas, żeby podzielić się wrażeniami z egzotycznej podróży — jak na razie najbardziej egzotycznej w roku pańskim 2022. Otóż 12 marca bieżącego roku udałem się, jak z tytułu wynika, w kierunku Meksyku.
Zacznijmy od tego, jak się tam dostałem. Otóż nie było to jakieś szczególnie trudne — wsiadłem po prostu do tramwaju nr 10 jadącego na Pleszów. Najtrudniejszą częścią dojazdu było nieprzegapienie odpowiedniego przystanku, bo Meksyk, podobnie jak kilka sąsiednich, jest przystankiem na żądanie.
Gdy tramwaj stanął ze zgrzytem szyn, wyskoczyłem raźno na peron, niczym syn z wiersza „W Poroninie” autorstwa Juliana Tuwima. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem dokładnie to, czego spodziewałem się, patrząc uprzednio na mapę — z jednej strony ulicy Igołomskiej tereny kombinatu metalurgicznego (huty, której swą nazwę zawdzięcza Nowa Huta), a z drugiej różne firmy z podwórzami o różnym stopniu uporządkowania. Obszar huty oddzielony jest od torowiska szarym, betonowym murem. Po tej stronie nie ma nawet za bardzo którędy iść, więc udałem się na drugą stronę drogi. Igołomska to wylotówka w kierunku Sandomierza, więc po ostatniej modernizacji jest tam kilka pasów do przebycia. Dla porównania zdjęcia na Google Street View są z maja 2013 r. i widać na nich tylko po jednym pasie w obu kierunkach.
Źródło ostatniego zdjęcia: Google Street View
Po drugiej stronie miałem nieco więcej swobody — jest tu chodnik, a także kilka pomniejszych uliczek. Napotkałem przydrożny krzyż, zapewne pamiętający jeszcze czasy, kiedy Pleszów był po prostu wioską przy trakcie z Krakowa do Sandomierza. Poszedłem ul. Dymarek, biegnącą w zasadzie prostopadle do Igołomskiej. Po jednej stronie miałem firmy, po drugiej nagi jeszcze zagajnik, z którego dochodził odgłos i niestety także niezbyt przyjemny zapach płynącej tam wody. Nie bardzo byłem w stanie określić, jakiego rodzaju ciek wodny tam płynie, a ze względu na zapach nie żałuję tego.
ul. Dymarek
zagajnik po wschodniej stronie ul. Dymarek
Doszedłem do losowego punktu nieopodal wyjazdu z terenu jakiejś firmy i udałem się z powrotem na przystanek tramwajowy, żeby złapać dziesiątkę jadącą w kierunku Centrum (co u nowohucian oznacza pl. Centralny i jego najbliższe okolice, a kiedy jedzie się w kierunku Starego Miasta, Kleparza itd. mówi się, że jedzie się do Krakowa).
Skąd Meksyk?
Jak podaje Radio Kraków, w tym miejscu miało znajdować miasteczko budowniczych Nowej Huty, w którym panowały obyczaje podobne do tych, jakie według narracji ówczesnych westernów miały panować w Meksyku.
Potrafię sobie to wyobrazić. Mamy mężczyzn oddzielonych od swoich rodzin i naturalnego środowiska społecznego, niekoniecznie mających na miejscu jakieś sposoby zagospodarowania czasu wolnego. Do tego jest raptem kilka lat po wojnie (budowę Nowej Huty rozpoczęto w 1949 r.), więc pamięć o jej okrucieństwach jest wciąż bardzo żywa). Wspominam o środowisku społecznym, gdyż to właśnie ono motywuje wielu do utrzymywania jako takich standardów.
Szczęśliwie tamte czasy są już za nami, a Nowa Huta stała się całkiem bezpieczną częścią Krakowa. Niemniej jednak egzotyczna nazwa pozostała i chyba nigdzie nie odchodzi.
❧
Pierwszy kwiatek 2022 r. znaleziony w stanie dzikim.