Opowieści chartryjskie: IV. Do mety

in #hive-1913152 years ago

I. Prolog
II. Wyjście
III. Zielone Świątki w marszu

Bonjour!

Pobudka była taka sama, jak poprzednio: piąta rano, Bonjour! z głośnika. Niebo było czyste, może najwyżej tu i ówdzie był na nim jakaś mały cirrus. Ranek był chłodny, ale nie aż tak wilgotny jak poprzedni.

Wilgoć niestety dała o sobie znać gdzie indziej — jak się okazało, albo nie oddzieliłem należycie rzeczy suchych i mokrych w swoim plecaku, albo w którymś momencie coś namieszałem. Tych suchych było zdecydowanie mniej, niż wynikałoby z moich obliczeń. Zacząłem więc marzyć o pralni samoobsługowej z suszarkami bębnowymi i to pomagało mi zachować pogodę w takich okolicznościach.

Obozowisko znajdowało się na wąskim kawałku terenu, więc było tłoczno, a miejscami robiły się zatory. Szczęśliwie udało nam się nie zgubić i zebrać do wyjścia. Tym razem do przejścia było jakieś 20 km — o połowę mniej niż pierwszego i drugiego dnia pielgrzymki. Można wręcz powiedzieć, że cel był w zasięgu wzroku, gdyż już poprzedniego dnia mogliśmy dostrzec szczyty wież katedry.

Aż do przedmieść Chartres szliśmy głównie polami. Słońce świeciło mocno i było gorąco. Niestety, postoje mieliśmy także w mocno nasłonecznionych miejscach. Sam nie wiem, jak to się stało, że nie dostałem udaru cieplnego pomimo braku nakrycia głowy (miałem wziąć kapelusz, ale zapomniałem przy wychodzeniu z mieszkania).

Chartres

W tym miejscu chciałbym opisać pewną uroczą sytuację, która wzrusza mnie ilekroć mi się przypomni. Otóż mąż jednej z koleżanek z grupy nie mógł iść z nami z powodu innych obowiązków, jednak mógł przyjechać na zakończenie pielgrzymki. Umówili się, że będzie na nią czekał na moście w Chartres. Od momentu, gdy zbliżaliśmy się do granic miasta, szukała go wzrokiem w pobliżu każdego obiektu, który choć trochę przypominał most. Gdybym się kiedyś ożenił, chciałbym mieć żonę, która wypatrywałaby mnie z takim utęsknieniem. Ze swojej zaś strony chciałbym być mężem, za którym warto tak tęsknić.

Samo Chartres to atrakcyjne dla oka miasteczko z jedno- lub dwupiętrową zabudową. Budynki mają albo jednolite, jasne fasady, lub widać kamień. Wszystkie mają okiennice. Jest tam też i park, w którym znajduje się pnąca się lekko ku górze promenada prowadząca w okolice katedry. Tam właśnie spotkaliśmy ofiary przemoknięcia z pierwszego dnia. Wraz z nimi był wyżej wspomniany mąż koleżanki.

Jak się okazało mieszkanie, w którym mogli się wysuszyć nie było zwykłym mieszkaniem. Przypominało komnatę z Wilanowa czy Wersalu. Może nie jakąś taką reprezentacyjną, ale jak najbardziej wyobrażam sobie coś takiego jako mieszkanie młodszej siostry delfina.

Notre-Dame de Chartres


fot. Zairon, źródło Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0
Własnych zdjęć niestety brak przez rozładowany telefon.

Katedra Najświętszej Marii Panny góruje nad miastem. Jest to majestatyczny, gotycki gmach z jasnopopielatego kamienia. Jest tam mnóstwo przypór i różnych innych elementów, których nie potrafię nazwać ze względu na nieznajomość nomenklatury architektonicznej. Jakbym miał zgadywać, to są tam łuki, pilastry, portale, gzymsy i pewnie wiele innych. Jest co oglądać nawet jeżeli nie można zajrzeć do środka. Już sama skala robi wrażenie.

Na czas Mszy pierwotnie skierowano nas na niewielki skwerek u boku katedry. Prowadzi tam dość wąska furta, a nawierzchnię stanowi żwir. Jest tam trochę drzew i krzewów, lecz niestety nie dość, żeby zapewnić cień wszystkim przebywającym tam pielgrzymom. Z racji świecącego od rana słońca największą popularnością cieszyły się miejsca pod murem. Wystroju miejsca dopełniał dość średnio ustawiony i działający telebim.

Jednak idący z nami (z przerwą na suszenie 😉) ksiądz pogadał z kimś, kto pogadał z kimś innym, i dostaliśmy ciekawą opcję relokacji: na schody. W sąsiedztwie schodów, drzwi i filarów czułem się malutki, jednak nie przytłaczały mnie one. Niewątpliwym plusem tej opcji był cień i wiaterek ochładzający nas po godzinach marszu w upale.

Po Mszy poczekaliśmy aż zastęp dziecięcy (Enfants) opuści katedrę i sami weszliśmy do środka. Wnętrze dopiero robi wrażenie. Panuje tam półmrok i przyzwyczajenie się do niego zajmuje chwilę. Istotnym elementem jest w nim figura Najświętszej Marii Panny na słupie (Notre-Dame du Pilier), ozdobiona królewskim płaszczem. Znajduje się ona w jednej z bocznych kaplic, choć nie umniejsza to jej znaczenia.

Moją uwagę w szczególny sposób przykuł cykl rzeźb przedstawiających życie Maryi i Jezusa od we wnękach ściany oddzielającej chór i prezbiterium od bocznych kaplic. Zaczyna się od apokryficznego zwiastowania św. Joachimowi (ojcu Maryi), potem są jej narodziny, dalej sceny znane z Ewangelii, ze szczególnym akcentem na Mękę Pańską, a na końcu jest wniebowzięcie NMP i jej koronacja na Królową Nieba i Ziemi. Elementem tej samej ściany są ażurowe rzeźbienia. Ktokolwiek rzeźbił te sceny i ornamenty, musiał dobrze wiedzieć, na co może sobie pozwolić z kamieniem.


fot. Zairon, źródło Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

We wnętrzu katedry można też w całej okazałości podziwiać dwa elementy stanowiące jej znak rozpoznawczy do tego stopnia, że przedstawiono je na szybie niedalekiej kawiarenki: rozety i labirynt pokutniczy.

Katedra jest domem dla chyba największego zbioru witraży na świecie, a rozety stanowią tylko jego część. Niestety, nie mieliśmy aż tyle czasu, żeby się temu wszystkiemu dokładnie przyjrzeć, mam więc motywację, żeby kiedyś wrócić do Chartres, czy to jako pielgrzym, czy jako turysta.

Labirynt jest zaś elementem posadzki — jasną wstęgą wijącą się na tle ciemniejszego kamienia. Podobno kiedyś były dość powszechne w katedrach, lecz większość z nich zlikwidowano. Z tego, co mówił jeden ze współpielgrzymów, kiedy średniowieczny penitent dostał za pokutę pielgrzymkę do jakiegoś sanktuarium, ale nie mógł się tam udać, mógł zamienić to na przejście trasy labiryntu na kolanach.


fot. Zairon, źródło Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

Koniec zwiedzania

Kiedy staliśmy w pobliżu figury NMP na słupie, odśpiewaliśmy bodajże Salve, Regina i akurat tak się złożyło, że tuż potem minął nas biskup Chartres, życząc (dziękuję tłumaczowi) szczęśliwego powrotu. Rozejrzeliśmy się po katedrze i na ile nam czas pozwolił, podziwialiśmy wyżej opisane elementy. Wkrótce jednak trzeba było zbierać się do powrotu.

Przeszliśmy kawałek ulicami miasta i zgarnęliśmy nasze główne bagaże z placu nieopodal dworca kolejowego. Niestety nie udało nam się załapać na miejsca w specjalnych pociągach pielgrzymkowych, więc poczekaliśmy na zwykły.

Przejazd z Chartres do paryskiej stacji Montparnasse kosztował 19 euro. Jest to trasa porównywana z trasą Kraków–Tarnów pod względem odległości i czasu przejazdu. Zastanawia mnie więc, jak francuskie ceny biletów mają się do zarobków mieszkańców kraju. Ciekawostką jest kasownik znajdujący się przed wejściem na perony, jednak niektórych biletów (np. mój z automatu) nie trzeba w nim kasować.

Do Paryża jechaliśmy piętrowym wagonem, przypominającym te, które do nie tak dawna jeździły po Polsce w składach osobowych. Było czysto, wygodnie całkiem przyjemnie, ale bez jakichś szczególnych luksusów. Najważniejsze, że usługę wykonano zgodnie z umową.

Do naszej krypty dotarliśmy nieco po 21:00. Postanowiłem wtedy podjąć próbę realizacji swojego marzenia o pralni automatycznej z suszarką bębnową. Znalazłem taką, ale jak się okazuje, była otwarta do 22:00, jak właściwie wszystkie sklepy i punkty usługowe w Paryżu. Tak więc wróciłem na miejsce noclegu zasmucony. Stwierdziłem zatem, że idę pod prysznic przy najbliższej okazji i idę spać.

Z prysznicem był jednak mały problem, pozwólcie, że opiszę go trawestacją znanej piosnki:

Dobranoc wam dziś, hiszpańskie dziewczyny,
Dobranoc wam dziś, najśliczniejsze z róż.
Nocnego spoczynku nadeszły godziny,
Kabinę prysznica zwolnijcie nam już.

Kiedy naszej grupie udało się wreszcie wykąpać, wszyscy poszli szukać czegoś do zjedzenia, a ja zostałem. Jeden z Hiszpanów zapytał, czy wiem, że reszta grupy poszła. Powiedziałem, jak wygląda sytuacja i że ja akurat byłem dużo bardziej zmęczony niż głodny. On na to, że teraz cała gastronomia w Paryżu jest zamknięta. I jak się dowiedziałem rano, miał rację, bo reszcie szukanie czegoś otwartego zajęło dużo czasu, a to co znaleźli tamci było według nich samym nie warte zachodu.

I tak upłynął ten dzień. Właściwa pielgrzymka dobiegła końca już kilka godzin wcześniej, a przede mną było tylko pożegnanie z resztą grupy i powrót do Polski.

V. Epilog

Sort:  

Congratulations @szmulkberg! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):

You distributed more than 900 upvotes.
Your next target is to reach 1000 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Check out the last post from @hivebuzz:

Hive Power Up Day - September 1st 2022
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!